czwartek, 10 czerwca 2010

Wyborcze drzewa

No więc wygląda to tak: jeden z kandydatów na prezydenta wskazał na mocarny dąb ("a dąb, choć miejscy przeschni, choć na nim list płowy, przeto stoi potężnie, bo ma korzeń zdrowy" - cytuję z pamięci, więc pomyłki nie wykluczone)i był to najpewniej Dąb Bartek, z obwodu i układu gałęzi sądząc. Ta mocarność i długoletniość ogromnego drzewa miała być symboliczna, no i dobra.

Ale nie dość na tym, drugi kandydat coś niewyraźnie opowiadał o czereśni, z której owoc jego tatuś zrywał i omal nie popłakaliśmy się do łez. A że przez całe lata strzelał do sarenek, zajączków i innych sympatycznych zwierzątek, to się nie przyznał. Poza tym dykcja fatalna, jakieś mamrotanie, pozbawione naturalnej melodyki języka. Ale niech będzie, dobra.

Drzewa - czereśnie, dęby, jabłonki, sosny, to jest bardzo miłe skojarzenie i osobiście bardzo kocham drzewa, ale opowieści o nich bardziej przystoją leśnikom i sadownikom, niż kandydatom na prezydenta w dość dużym europejskim kraju. My byśmy tak bardziej posłuchali bez przyrodniczych skojarzeń na temat kryzysu ekonomicznego, deficytu, prywatyzacji, ze szczególnym uwzględnieniem służby zdrowia, polityki zagranicznej itp, itd. My nie tacy głupi, oj nie! A tak pozostaje nam przy wrzucaniu kartki do urny kierowanie się miłością do wąsów kandydata albo wręcz przeciwnie. Może nawet dobrze trafimy. Ale jeśli to tak ma być, to proponuję zaliczyć polskie wybory do kategorii gier losowych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz