poniedziałek, 27 września 2010

Dzień bez człowieka

Wreszcie zostało to powiedziane wyraźnie słowami telewizyjnego redaktora: w Polsce ludzie przeszkadzają samochodom. Dotychczas nasi rodacy tylko podejrzewali, że są elementem zbytecznym na miejskich ulicach, choć samochody dawały im to wyraźnie do zrozumienia. A to parkowały na chodnikach, nie zostawiając miejsca dla przechodniów, a to rozjeżdżały ludzi na przystankach, a to wjeżdżały na nich całym rozpędem na przejściach dla pieszych. A naród głupi i ciemny, jak to u nas, za nic nie mógł pojąć aluzji. Teraz już wie, bo co powiedziane w telewizji, to święte. Szczególnie w telewizji wielko-koncernowo-medialnej, gdzie uczy się nas odpowiednich manier.

Tak oto Polska, dotąd zapóźniona i zapyziała, ma szanse zostać światową awangardą. Już nie dzień bez samochodu ogłaszać w ramach ekologicznych fanaberii, ale "dzień bez człowieka". Samochody, jak i inne urządzenia mechaniczne z pewnością byłyby zachwycone "dniem bez człowieka". W końcu przecież i tak kiedyś będą rządzić maszyny. W telewizji, jak się wydaje, już rządzą. Są to ulizane i uśmiechnięte cyborgi, które często plotą różne banialuki. No ale dziwić się nie ma czemu, bo to nadal egzemplarze próbne.

czwartek, 16 września 2010

W lesie będzie straszyć

W nocy porwały krzyż i zaniosły do leśnej kaplicy. Podobnież zrobiły to leśne środowiska animacyjne, powiązane z królikiem i kłapouchym. Królik udaje głupiego, a kłapouchy w ogóle nic nie mówi, bo - jak wiadomo - myśli wolno, a często też nie widzi związku między pytaniem a odpowiedzią. Leśne autorytety duchowe twierdzą zaś, że krzyż "nawiedził" leśną kaplicę, czego nikt nie rozumie. Być może chodzi o to, by kaplica i całe jej otoczenie było nawiedzone i nikt by się tam nie pętał. Kłapouchy mógłby wtedy spokojnie gapić się na drzewa, a królik bez przeszkód kopać nory.

Część leśnych środowisk uważa, że to wszystko mydlenie oczu, spowodowane zbliżającą się zimą. Zamieszanie jest na rękę królikowi, bo nie postarał się o odpowiednie zapasy kapusty oraz innych warzyw, jak również nie zarządził naprawy i ogacenia zimowych leży. Królik zresztą uważa, że niech każdy sobie gaci sam, bo taką ma ideologię. Kłapouchy popiera królika, chociaż nie wie, o co chodzi.

W każdym razie już zostało postanowione. Krzyż będzie wędrowny i ma nawiedzać coraz to inne miejsca. W lesie dotąd różnie bywało, a teraz będzie jeszcze straszyć. Część mieszkańców lasu uważa, że taka animacja jest do d... i domaga się: a) prawdziwych igrzysk, b)chleba.

piątek, 10 września 2010

Hodowanie krzyża

Ten krzyż, co tam stoi na Krakowskim Przedmieściu, i o który znów jest draka, polskie władze i Kościół, hodowały dzielnie przez ostatnie 20 lat.

Złożyły się na niego gadania o Polaku-katoliku, szczególne traktowanie polskiego Kościoła, który zadomowił się w życiu politycznym i bez udziału którego nie odbywa się żadna uroczystość państwowa, zawieszanie krzyży w neutralnej światopoglądowo - teoretycznie - przestrzeni, od szkół zaczynając, a na Sejmie kończąc. Szczególną rolę w hodowaniu krzyża na Krakowskim Przedmieściu należy przypisać konserwatywnym polskim hierarchom, których dewocja polskiego ludu szczególnie cieszyła, bo duszami głupich łatwiej zarządzać. A teraz oni wszyscy, czyli władze i hierarchowie, od krzyża na Krakowskim Przedmieściu odwracają się plecami i odgradzają lud barierkami. Wyhodowali dziecię niechciane, przesadnie patriotyczno-religijne i teraz kombinują, jak się go pozbyć. Do kościoła przenieść, do Smoleńska wywieźć - byle jak najdalej, byle z oczu. Postrzegam to, jako szczególny rodzaj podłości.

Grzebiąc w pudełku z pamiątkami, odnalazłam mały, czarny krzyżyk z orzełkiem. Takie krzyżyki, na wzór żałobnej biżuterii po powstaniu styczniowym, wykonywano w Polsce w czasie stanu wojennego. Krzyż od dawna wiązał się z polskim patriotyzmem, bo kościoły podczas zaborów były przystanią polskości. W jakiś sposób były też nią w czasach PRL. A romantyczny mesjanizm, gdzieś tam ciągle zapisany jest w narodowej podświadomości. Myślę, że ten rodzaj tradycji powinniśmy uszanować, bez względu na poglądy.

Krzyż jest też symbolem żałoby. Dlatego umieszcza go się na grobach czy w miejscach, gdzie zginęli ludzie. Polska pełna jest krzyży. Małe i większe stoją przy trasach samochodowych, przy torach. Czegoś takiego nie ogląda się raczej w żadnym innym europejskim kraju i musimy to przyjąć do wiadomości, pogodzić się i obdarzyć szacunkiem.

Żałoba, to zresztą nie jedyny symbol krzyża w polskiej obyczajowości. Stawiano je na rozstajnych drogach, by odgonić złe moce. To zresztą piękna metafora, która uczy, że tam, gdzie rozchodzą się drogi, najłatwiej usłuchać podszeptów zła. Grzesznicy stawiali je na znak pokuty i dotąd można jeszcze oglądać średniowieczne krzyże pokutne, a nawet takie z niedawnych lat.

W jakim więc celu to bardzo katolickie państwo, ci ośmieszający się politycy, którzy klęczą po kościołach z okazji różnych patriotycznych okoliczności, chcą usunąć właśnie ten krzyż? A jak się nie da, to przynajmniej ogrodzić skomplikowanym systemem barierek. Tak mi się wydaje, że z czystej głupoty. Tak czystej i nieskażonej, że moglibyśmy zrobić z niej towar eksportowy, opatentowany przez Unię Europejską, jak oscypki.

czwartek, 9 września 2010

Kolor purpury

Jesienią kolory są inne. Za mało promieni słonecznych dociera na ziemię, więc zdają się tylko dotykać powierzchni rzeczy, ślizgać się po niej, zaledwie ją lekko muskać.

O tej porze najpiękniejsza jest ciemna purpura. Promienie rozjaśniają tylko jej górną warstwę, tworząc jasnoczerwoną, świetlistą mgiełkę. A pod spodem jest niegłębiona czerń. Tajemnicza, niemal mistyczna.

Jesienią niemal można się kąpać w kolorze złotym. Promienie odbijają się od złotych powierzchni, tworzą iskry, pióropusze, kładą się na innych powierzchniach. Aż wszystko staje się ciepłe i złociste. A wtedy wystarczy zamknąć oczy i poczuć, jak światło wchodzi też w nas.

Sztuka medytacji nie jest cechą ani naszej kultury, ani naszych czasów. Japończyk, przygotowując się do rytuału picia herbaty, rozpoczynał medytację przy tak banalnej czynności, jak zamiatanie ścieżki do pawilonu herbacianego. Potem medytował ogród, poszukując kwiatu lub rośliny, która najbardziej wyrażałaby nastrój dnia i porę roku. Nie potrzebował bukietu. Wystarczyła choćby skromna gałązka purpurowego klonu. Wstawiona do specjalnej wnęki w pawilonie stawała się wyjątkowa, jak dzieło sztuki. Nosiła w sobie wszystkie wspaniałe klony, które czerwienią się jesienią. Cały kolor purpury.

W dzisiejszych czasach nie potrafimy się skupić, jesteśmy coraz bardziej rozchwiani. Potrzebujemy ciągłego ruchu, głośnych dźwięków, jaskrawych barw, coraz silniejszych bodźców. Jesteśmy coraz głupsi i coraz bardziej nieszczęśliwi. Nic nas nie obchodzą jakieś kolory purpury i japońskie medytacje. Mamy ochotę zastrzelić bliźniego. I czasami robimy to.