sobota, 29 stycznia 2011

Egipt a sprawa polska

W Afryce Północnej Wiosna Ludów, a u nas jęki na temat ruchu turystycznego. Najpierw pojękiwano z powodu Tunezji, a teraz alarm prawdziwy z powodu Egiptu.

Bo co by nas tam obchodziło ponad tysiąc rannych i kilkudziesięciu zabitych w Kairze i innych egipskich miastach, gdy naszym drogim milusińskim, siedzącym bezpiecznie w Hurgadzie czy też diabli wiedzą gdzie, włos z polskiej głowy mógłby spaść. Bo co też nas obchodzi los Tunezji, Egiptu, Jemenu, Algierii, gdzie ludzie wyszli na ulice, zmęczeni kryzysem gospodarczym i brakiem demokracji, gdy jakiś nasz biznesmen, co dorobił się na sprowadzaniu majtek z Chin, mógłby, Broń Boże, nie odbyć w spokoju należnego mu wypoczynku. Co by nas też obchodziła zmiana równowagi sił na świecie, na przykład powstanie akurat nie demokratycznych, ale kolejnych islamistycznych państw na wzór Iranu, gdy polskie rodziny z dziećmi, ach, ach, może nie dolecą z urlopu na czas do ukochanej ojczyzny. Ach, ach, jak my Polacy o siebie dbamy! Szczególnie, gdy nie potrzeba.

Ministerstwo Spraw Zagranicznych urządziło nawet konferencję prasową pod hasłem: "jechać, czy nie jechać na urlop do Egiptu". To bardzo ważna sprawa zagraniczna, niesamowicie ważna. Przerażające, jak te polskie umysły, które niegdyś stworzyły Solidarność i własną Wiosnę Ludów w Europie Wschodniej (o powstaniach i polskim romantyzmie nie wspominając) do cna skarlały. Z punktu widzenia dziennikarzy i polityków, my, Polacy mamy mentalność Edka z bazaru, który nie widzi w tym nic niestosownego, by sobie bezpiecznie chlać wódkę w egipskim hotelu, gdy na ulicach giną ludzie.

Myślę, że wielu ludzi w Polsce jest obrażonych takim tokiem rozumowania. Myślę, że wielu ludzi w Polsce potrzebuje i innych dziennikarzy i innych polityków. Kolejna Wiosna Ludów w Polsce bardzo by się przydała.

sobota, 1 stycznia 2011

Szczęśliwego Nowego Roku!

Na ścianie gmachu Opery Wiedeńskiej znajduje się ogromny ekran, na którym można oglądać opery, które w tym samym czasie śpiewane są na scenie. Za każdym razem przed gmachem zbiera się tłumek Wiedeńczyków ze składanymi krzesełkami, skrzynkami po owocach, kartonami i innymi prowizorycznymi siedziskami. Siadają w rzędach na chodniku i słuchają opery.

Gdy oglądałam tę scenę, na ekranie śpiewano "Aidę". I nagle rozpadał się ulewny deszcz. Część ludzi uciekła na drugą stronę ulicy pod arkady. Deszcz był tylko przelotny, zalana deszczem jezdnia zamieniła się w lustro, w którym przeglądało się wiedeńskie niebo. Mokra zieleń drzewek w donicach stała się bardziej intensywna, a dźwięki bardziej wyraziste. U kwiaciarki pod arkadami zapachniały zebrane w ogromne bukiety róże. Obok kiosku z kwiatami usiadła na składanych krzesełkach trójka elegancko ubranych osób. Mężczyźni mieli muszki i białe koszule, kobieta była w długiej szarej sukni. Jeden z mężczyzn trzymał w ręku butelkę czerwonego wina i rozlewał ją do kieliszków, które trzymali w rękach. I tak słuchali "Aidy".

Szczęśliwego Nowego Roku! Niech głupie seriale, kretyńskie gazety, rozprzestrzeniające się coraz bardziej dzikie chamstwo i nader pospolita pustka w głowach odpłyną, jak zły sen, w nadchodzącym roku.