niedziela, 9 października 2011

Wynaturzona demokracja

Oto kilka moich uwag z okazji wyborów. Jeśli komukolwiek jeszcze się wydaje, że żyjemy w kraju demokratycznym, to najlepiej będzie, jeśli już zgłosi się do konkursu o nagrodę Darwina lub też zapozna z jakąś rozprawą na temat historii głupoty jako motoru dziejów.

Demos już od dawna nie rządzi (mniej więcej od czasów starożytnej Grecji, z niewielkim epizodem w czasie rewolucji francuskiej). W dzisiejszej Polsce demos może co najwyżej wziąć udział w konkursie na jakąś mniej lub bardziej sympatyczną buzię, a niektórzy (szczególnie panie), żeby zwiększyć swoje szanse w tym konkursie (umownie zwanym wyborami), pokazują znacznie więcej albo od dołu, albo od góry. W końcu warto pokazać co nieco, a nawet zrobić jakąś sztukę lub łamańca, jeśli będzie się za to miało dobrze płatną, stałą umowę o pracę na cztery lata z możliwością przedłużenia na kolejne cztery. O kreatywność (zmorę wszystkich poszukujących zatrudnienia, bo nie wiedzą, o co chodzi) nikt nawet nie myśli pytać, a obecność w pracy nieobowiązkowa.

W Polsce już dawno się zorientowano, że tzw. obietnice wyborcze istnieją tylko dla jaj, a potem to każdy zrobi, co zechce, czyli działa w swoim dobrze pojętym interesie. Nielicznych idealistów nazywa się w nomenklaturze medialnej oszołomami i zwalcza ze wszystkich sił. Idealiści są bowiem niebezpieczni i nieprzewidywalni, a co gorsza - zbyt często mówią prawdę. A przecież lepiej owinąć gówno w kolorowy papierek i podawać na eleganckiej tacy. Gówno pozostaje gównem, ale matołów jest co niemiara i się nabiorą. Smacznego!