tag:blogger.com,1999:blog-76138754630259495402024-03-14T03:27:22.736-07:00Blog EwyNie jest moją intencją opisywanie osobistych rozterek, stanów ducha oraz innych ekshibicjonistycznych wynurzeń, które z powodzeniem możecie znaleźć na innych blogach. Piszę o tym, jaki jest świat, a raczej - jak ja go widzę. Nie mam zamiaru ulegać modom, powszechnie przyjętym poglądom ani zawracać sobie głowy tzw. poprawnością polityczną.Ewa Ziółkowskahttp://www.blogger.com/profile/06026012974663643501noreply@blogger.comBlogger49125tag:blogger.com,1999:blog-7613875463025949540.post-65355254090561370122011-11-02T05:08:00.000-07:002011-11-02T06:09:40.414-07:00Zielona wyspa czyli analfabetyzm ekonomiczny<a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiIt8QG5m3saTPhg1hRE_HBM-wRcQ75mvRJQM5JmF1rqrLESGKJ29F5GrWaaiD-d1QmR8ENhIzMIDXEPKc4gz46yBoPcFk1lD1AJb8om8txyR6eyZQ8QhRDsKZhNpT3z_UsJmnEz1ojWBU/s1600/HPIM6950.JPG"><img style="float:left; margin:0 10px 10px 0;cursor:pointer; cursor:hand;width: 200px; height: 150px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiIt8QG5m3saTPhg1hRE_HBM-wRcQ75mvRJQM5JmF1rqrLESGKJ29F5GrWaaiD-d1QmR8ENhIzMIDXEPKc4gz46yBoPcFk1lD1AJb8om8txyR6eyZQ8QhRDsKZhNpT3z_UsJmnEz1ojWBU/s200/HPIM6950.JPG" border="0" alt=""id="BLOGGER_PHOTO_ID_5670384930833867762" /></a><br /> <span style="font-weight:bold;">Polacy są analfabetami ekonomicznymi, zresztą na własne życzenie, bo nawet nie próbują się choć trochę dokształcić. Z tego też powodu każdy, kto dorwie się do mediów, może im wszystko wmówić, na przykład to, że jesteśmy zieloną wyspą.<br /> <br />Zielona wyspa polega m.in. na tym, że mamy trzykrotnie mniejsze średnie płace, niż bijący się na ulicach Grecy, największy poziom biedy w Unii Europejskiej, najgorszą służbę zdrowia, najgorsze koleje, najwięcej śmiertelnych wypadków na drogach, też zresztą fatalnych itp., itd. Zielono, i owszem jest, ale w głowach polityków, którzy opowiadają społeczeństwu bzdury sądząc, że prawda nigdy się nie wyda, a zniewolone umysły polskich obywateli we wszystko uwierzą. I rzeczywiście - jak dotąd wierzą, ale jak długo? Kryzys nie omija i nie ominie żadnego kraju Unii Europejskiej, a będzie tym głębszy tam, gdzie jest większa bieda i ekonomiczny analfabetyzm, czyli hołdowanie neoliberalnej doktrynie, której wyparli się już nawet sami jej światowi twórcy. Już dokładnie wiadomo, że "niewidzialna ręka rynku" niczego nie uratuje i niczego nie ureguluje, a jest tylko siłą miażdżącą, generującą biedę,bezrobocie,niewolniczą pracę, zbójeckie niszczenie środowiska naturalnego oraz kolejne światowe kryzysy. Ta doktryna jest na rękę najwyżej kilku procentom najbogatszych ludzi w każdym społeczeństwie, którzy bogacą się nadal, gdy reszta biednieje. To oni mają faktyczną władzę, wywierają wpływ na poczynania polityków, doprowadzają do zmian ustaw tak, by były one korzystne dla ich dalszego bogacenia. Zastanówcie się chociażby, skąd w Polsce wzięły się śmieciowe umowy o pracę i na czyją korzyść działają. <br /><br />Nigdy nie wiadomo, co może być powodem wybuchu społecznego niezadowolenia, które niemal w jednej chwili ogarnia cały kraj. Czasem może to być drobiazg, rzecz pozornie bez znaczenia, która nie wiadomo dlaczego staje się zapalną iskrą. Tak było za czasów Solidarności. Tak może być i teraz, gdy Polacy przestaną wierzyć w zielone i zrozumieją, że padli ofiarą wielkiego oszustwa. A co wtedy? Może zostaną wreszcie spełnione gdańskie postulaty? <br /></span>Ewa Ziółkowskahttp://www.blogger.com/profile/06026012974663643501noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-7613875463025949540.post-80494022665488916372011-10-09T07:59:00.000-07:002011-10-09T08:35:12.767-07:00Wynaturzona demokracja<span style="font-weight:bold;">Oto kilka moich uwag z okazji wyborów. Jeśli komukolwiek jeszcze się wydaje, że żyjemy w kraju demokratycznym, to najlepiej będzie, jeśli już zgłosi się do konkursu o nagrodę Darwina lub też zapozna z jakąś rozprawą na temat historii głupoty jako motoru dziejów.<br /> <br />Demos już od dawna nie rządzi (mniej więcej od czasów starożytnej Grecji, z niewielkim epizodem w czasie rewolucji francuskiej). W dzisiejszej Polsce demos może co najwyżej wziąć udział w konkursie na jakąś mniej lub bardziej sympatyczną buzię, a niektórzy (szczególnie panie), żeby zwiększyć swoje szanse w tym konkursie (umownie zwanym wyborami), pokazują znacznie więcej albo od dołu, albo od góry. W końcu warto pokazać co nieco, a nawet zrobić jakąś sztukę lub łamańca, jeśli będzie się za to miało dobrze płatną, stałą umowę o pracę na cztery lata z możliwością przedłużenia na kolejne cztery. O kreatywność (zmorę wszystkich poszukujących zatrudnienia, bo nie wiedzą, o co chodzi) nikt nawet nie myśli pytać, a obecność w pracy nieobowiązkowa. <br /> <br />W Polsce już dawno się zorientowano, że tzw. obietnice wyborcze istnieją tylko dla jaj, a potem to każdy zrobi, co zechce, czyli działa w swoim dobrze pojętym interesie. Nielicznych idealistów nazywa się w nomenklaturze medialnej oszołomami i zwalcza ze wszystkich sił. Idealiści są bowiem niebezpieczni i nieprzewidywalni, a co gorsza - zbyt często mówią prawdę. A przecież lepiej owinąć gówno w kolorowy papierek i podawać na eleganckiej tacy. Gówno pozostaje gównem, ale matołów jest co niemiara i się nabiorą. Smacznego! </span>Ewa Ziółkowskahttp://www.blogger.com/profile/06026012974663643501noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7613875463025949540.post-40396185987782656352011-06-16T11:03:00.000-07:002011-06-16T11:55:54.012-07:00Świat według telewizji<span style="font-weight:bold;">Świat według telewizji ma się tyle do świata rzeczywistego, jak operetka do muzyki Beethovena.<br /><br />Ja już pomijam kanały telewizji prywatnej, gdzie aroganccy i niedokształceni faceci i nie mniej aroganckie panie (również niedouczone) bredzą na jakieś poboczne tematy pod ogólnym hasłem "co kto powiedział". Im powiedział większą bzdurę, tym dla redaktorów jest to ciekawsze. Ale czy rzeczywiście jest ciekawsze dla widzów? Dla pewnej grupy - owszem. Grupa ta charakteryzuje się ciężką niemotą umysłową, która uniemożliwia jej krytyczne myślenie, a w niektórych przypadkach - myślenie w ogóle. W tychże redakcjach niedouczeni redaktorzy (a też i specjalnie wyszkoleni, by ślizgać się po powierzchni wydarzeń) nigdy nie zadają pytania "dlaczego?". "Dlaczego" jest dla nich słowem zakazanym, bo gdyby go użyli, to mogliby coś wyjaśnić z otaczającej nas rzeczywistości, a to nie jest ich celem, tylko utrzymywanie polskich niemot w ich głupocie. <br /><br />W krajach zachodnich przynajmniej w telewizji państwowej nie słyszy się takiego steku bzdur. Zresztą w prywatnej również. Dlatego też, gdy coś ważnego dzieje się na świecie, człowiek (gdy nie jest niemotą)porzuca polskie bredzenie i włącza kanały zagraniczne. Kiedyś namawiano nas namiętnie do płacenia abonamentu na naszą "misyjną telewizję". Tak więc o tej misji kilka słów na przykładzie dzisiejszego dziennika. Jaka otóż była pierwsza wiadomość? Że frank szwajcarski jest coraz droższy w stosunku do złotówki. Pytam się uprzejmie (choć nasuwały mi się same wulgarne słowa), co to obchodzi ogół telewidzów? Jaki procent z nich (czy raczej promil) wziął kredyty we frankach szwajcarskich? I to nie jest pierwszy dziennik, w którym wałkuje się tę sprawę. Wydaje mi się, że w tym kraju więcej osób zbiera odpadki na śmietnikach, niż pożycza we frankach, ale o tym jakoś nigdy nie usłyszałam w naszej "misyjnej" telewizji. A na koniec i dobicie jeszcze o jakichś urzędniczkach, które z narażeniem życia broniły nie własnej forsy przed bandytami. Według dziennika - bohaterki, dla mnie - idiotki. Bo nikt zdrowy na umyśle nie naraża życia dla pieniędzy, choćby i były we frankach szwajcarskich.<br /><br />Tak więc w telewizji - zamiast życia, operetka. Niekiedy nawet nazwiska operetkowe, taki Tomczykiewicz chociażby. <br /></span>Ewa Ziółkowskahttp://www.blogger.com/profile/06026012974663643501noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7613875463025949540.post-18599188165541181662011-04-09T10:05:00.000-07:002011-04-09T10:50:12.572-07:00Ach, jak to miło ucierpieć<span style="font-weight:bold;">Wiatr wieje okropny, przegania ciemne chmury i niebo wygląda chwilami bardzo malowniczo. W Smoleńsku spadł śnieg i też wiało, a ci biedni ludzie nie wiadomo po co tam pojechali, chyba żeby im było jeszcze ciężej na sercu. Bo ludzie, a Polacy w szczególności, bardzo lubią pocierpieć, unurzać się w nieszczęściu, świętować rocznice, palić znicze, maszerować w marszach milczenia, modlić się przy krzyżu i co tam, kto jeszcze chce. Podobno dotyczy to jakichś 70 procent populacji, a reszcie to zwisa. Szczęście, że jest jeszcze te 30 procent, bo byłby to naród już całkowicie oszalały. <br /><br />Spotykam kiedyś znajomą na poczcie, a ona smutna i przygnębiona. Więc się pytam, czy straciła kogoś bliskiego, a ona na to, że już dawno straciła rodziców i jedyną siostrę, a teraz to cierpi z powodu powodzi. Nie dlatego, że ją zalało, ale że zalało innych. Rok temu odwiedzam inną znajomą - upłakana po pas, bo właśnie pokazują w telewizji pogrzeb pary prezydenckiej. Więc pytam jej się, dlaczego tak rozpacza, przecież za życia prezydenta nie pozostawiała na nim suchej nitki. A ona mi mówi coś w tym sensie, że to tak przyjemnie sobie popłakać. Diabli mnie wzięli, ale zmilczałam. <br /><br />Polacy cierpią na kompletną atrofię sensownego działania, postaw obywatelskich, organizowania się w obronie słabszych i pokrzywdzonych czy dla jakiejś ważnej sprawy społecznej. Za to bardzo lubią sobie pocierpieć i zapalić znicz. To nic nie kosztuje, nie naraża na utratę energii (która przyda się dla własnych egoistycznych celów) ani nie przyczynia się do jakichś nieprzyjemności. Prawdziwy raj dla masochistycznych histeryków ta Polska! <br /></span>Ewa Ziółkowskahttp://www.blogger.com/profile/06026012974663643501noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-7613875463025949540.post-20803105000807260692011-03-16T05:25:00.000-07:002011-03-16T06:43:26.720-07:00Ziutek jest za elektrownią<span style="font-weight:bold;">Ziutek zadzwonił do jednej ze stacji telewizyjnych i oznajmił publicznie, że on jest za budowaniem w Polsce elektrowni atomowej, bo nie "ma innej alternatywy" (powiedział Ziutek), ale żeby nie była blisko jego domu. W ten sposób Ziutek, czyli typ charakterystyczny dla obecnego polskiego społeczeństwa, ukazał cały rozmiar matolstwa tegoż społeczeństwa. <br /><br />W zachodnich mediach mówi się już nie tylko o katastrofie nuklearnej w Japonii, ale wręcz o apokalipsie. Kolejne doniesienia sugerują powtórkę z Czernobyla. Stosownie do tego zachowują się zachodni politycy, czyli myślą o skontrolowaniu, zamknięciu elektrowni czy ograniczeniu energetyki atomowej. W każdym razie to deklarują. W polskich mediach można usłyszeć o jakimś tam wycieku bez większego znaczenia, a premier idzie w zaparte i z niebywałą bezczelnością, niespotykaną arogancją, która jako premiera powinna go zmieść z powierzchni ziemi, deklaruje - właśnie w takim momencie - chęć budowy elektrowni atomowej w Polsce. Myślę, że dobrze by było zastanowić się i nad premierem i nad Ziutkiem.<br /><br />Premier to cyniczny typ, który ma doskonałe informacje na temat tego, co wydarzyło się w Japonii, ale wykorzystuje naiwność i niedouczenie maluczkich. To samo zresztą robią polskie media. A dlaczego? Powiedzmy, że w grę wchodzą jakieś powiązania biznesowe, a także wygoda i krótkowzroczność, nader przerażająca u polityków. Łatwiej jest bowiem wybudować jedną elektrownię atomową, której plany już są gotowe, niż tworzyć koncepcję alternatywnych źródeł energii, co wymaga (oprócz pieniędzy) wyobraźni, wynalazczości i jakiejś dozy wizjonerstwa. Przecież wygodniej jest nie myśleć. W tym punkcie premier znajduje punkt styczny z Ziutkiem. <br /><br />Co do Ziutka, to - jak zostało powiedziane - jest matołem. Nie czyta, nie myśli i dawno już zapomniał, czego go uczono o promieniowaniu radioaktywnym w szkole. Ziutka gówno obchodzi, że inni mogą być poszkodowani przez promieniowanie, byle Ziutka to nie dotknęło (stąd Ziutek chce elektrowni daleko od domu, nie mając pojęcia, że to go też nie ocali). Ziutek jest więc typem aspołecznym. Cechą charakterystyczną umysłu Ziutka jest brak krytycyzmu, więc powtarza bezmyślnie, co usłyszał ("nie ma alternatywy"), a także nie potrafi powiązać jednych faktów z drugimi. <br /><br />Takich Ziutków wychowaliśmy w naszym społeczeństwie bezmiar. Można by było ich trochę wyedukować, choćby poprzez uczciwe media, ale zadbano, by pozostali matołami. Matoły bowiem będą głosować na polityków, kierując się kolorem krawatu bez wymagań dodatkowych. Wygląda na to, że tylko katastrofa może zmieść z powierzchni ziemi naszych Ziutków, premierów i media - i oby nigdy się nie odrodzili.</span>Ewa Ziółkowskahttp://www.blogger.com/profile/06026012974663643501noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-7613875463025949540.post-90114743726597106632011-02-26T07:58:00.000-08:002011-02-26T08:24:59.609-08:00Sprzedawanie złudzeń<span style="font-weight:bold;">W telewizji najazd reklam lekarstw coraz większy i dla człowieka o zdrowych zmysłach nie do wytrzymania. <br /><br />Koncerny farmaceutyczne nie znają umiaru ani wstydu. Z tego też powodu są to reklamy najgłupsze, traktujące ludzi, jak skończonych debili. A to jakieś opowieści o kichalskich i zarażalskich, a to natychmiastowy sposób na sraczkę, a to cudowny lek na wątrobę, pozwalający żreć góry słodyczy, a to dla pani, co ją piecze, a to dla pana, co za często siusia. Według reklam, lekarstwa te nawet nie leczą, tylko dokonują natychmiastowego cudu, po którym człowiek czuje się, jak nowo narodzony. Reklamy te oczywiście kłamią, łżą bezczelnie i wykorzystują naiwne umysły maluczkich. <br /><br />W Polsce jest to wyjątkowo podłe działanie koncernów farmaceutycznych, bowiem wykorzystują one fakt, że polska służba zdrowia jest drogą przez mękę. Sprzedają więc ludziom złudzenie cudu samouleczenia i wyciągają od biedaków pieniądze za lekarstwa, które często w ogóle nie leczą. A naiwnych nie brak, mnóstwo Polaków idzie do apteki, zamiast iść do lekarza. I prawo nie ma tu nic do powiedzenia, jak to u nas. <br /><br />Ja mam takie ciche życzenie, żeby szefowie koncernów, którzy wymyślają takie świetne kampanie reklamowe i zabawiają się ludzkim zdrowiem, musieli oglądać te reklamy przez całą wieczność - już w piekle. <br /> </span>Ewa Ziółkowskahttp://www.blogger.com/profile/06026012974663643501noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7613875463025949540.post-16955737195919536522011-01-29T07:10:00.000-08:002011-01-29T07:50:30.318-08:00Egipt a sprawa polska<span style="font-weight:bold;">W Afryce Północnej Wiosna Ludów, a u nas jęki na temat ruchu turystycznego. Najpierw pojękiwano z powodu Tunezji, a teraz alarm prawdziwy z powodu Egiptu. <br /><br />Bo co by nas tam obchodziło ponad tysiąc rannych i kilkudziesięciu zabitych w Kairze i innych egipskich miastach, gdy naszym drogim milusińskim, siedzącym bezpiecznie w Hurgadzie czy też diabli wiedzą gdzie, włos z polskiej głowy mógłby spaść. Bo co też nas obchodzi los Tunezji, Egiptu, Jemenu, Algierii, gdzie ludzie wyszli na ulice, zmęczeni kryzysem gospodarczym i brakiem demokracji, gdy jakiś nasz biznesmen, co dorobił się na sprowadzaniu majtek z Chin, mógłby, Broń Boże, nie odbyć w spokoju należnego mu wypoczynku. Co by nas też obchodziła zmiana równowagi sił na świecie, na przykład powstanie akurat nie demokratycznych, ale kolejnych islamistycznych państw na wzór Iranu, gdy polskie rodziny z dziećmi, ach, ach, może nie dolecą z urlopu na czas do ukochanej ojczyzny. Ach, ach, jak my Polacy o siebie dbamy! Szczególnie, gdy nie potrzeba. <br /><br />Ministerstwo Spraw Zagranicznych urządziło nawet konferencję prasową pod hasłem: "jechać, czy nie jechać na urlop do Egiptu". To bardzo ważna sprawa zagraniczna, niesamowicie ważna. Przerażające, jak te polskie umysły, które niegdyś stworzyły Solidarność i własną Wiosnę Ludów w Europie Wschodniej (o powstaniach i polskim romantyzmie nie wspominając) do cna skarlały. Z punktu widzenia dziennikarzy i polityków, my, Polacy mamy mentalność Edka z bazaru, który nie widzi w tym nic niestosownego, by sobie bezpiecznie chlać wódkę w egipskim hotelu, gdy na ulicach giną ludzie. <br /><br />Myślę, że wielu ludzi w Polsce jest obrażonych takim tokiem rozumowania. Myślę, że wielu ludzi w Polsce potrzebuje i innych dziennikarzy i innych polityków. Kolejna Wiosna Ludów w Polsce bardzo by się przydała. </span>Ewa Ziółkowskahttp://www.blogger.com/profile/06026012974663643501noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-7613875463025949540.post-49850960949417386072011-01-01T07:03:00.000-08:002011-01-01T08:01:04.800-08:00Szczęśliwego Nowego Roku!<span style="font-weight:bold;">Na ścianie gmachu Opery Wiedeńskiej znajduje się ogromny ekran, na którym można oglądać opery, które w tym samym czasie śpiewane są na scenie. Za każdym razem przed gmachem zbiera się tłumek Wiedeńczyków ze składanymi krzesełkami, skrzynkami po owocach, kartonami i innymi prowizorycznymi siedziskami. Siadają w rzędach na chodniku i słuchają opery.<br /> <br />Gdy oglądałam tę scenę, na ekranie śpiewano "Aidę". I nagle rozpadał się ulewny deszcz. Część ludzi uciekła na drugą stronę ulicy pod arkady. Deszcz był tylko przelotny, zalana deszczem jezdnia zamieniła się w lustro, w którym przeglądało się wiedeńskie niebo. Mokra zieleń drzewek w donicach stała się bardziej intensywna, a dźwięki bardziej wyraziste. U kwiaciarki pod arkadami zapachniały zebrane w ogromne bukiety róże. Obok kiosku z kwiatami usiadła na składanych krzesełkach trójka elegancko ubranych osób. Mężczyźni mieli muszki i białe koszule, kobieta była w długiej szarej sukni. Jeden z mężczyzn trzymał w ręku butelkę czerwonego wina i rozlewał ją do kieliszków, które trzymali w rękach. I tak słuchali "Aidy".<br /><br />Szczęśliwego Nowego Roku! Niech głupie seriale, kretyńskie gazety, rozprzestrzeniające się coraz bardziej dzikie chamstwo i nader pospolita pustka w głowach odpłyną, jak zły sen, w nadchodzącym roku. </span>Ewa Ziółkowskahttp://www.blogger.com/profile/06026012974663643501noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7613875463025949540.post-6276631693616634752010-12-16T07:42:00.000-08:002010-12-16T08:40:33.822-08:00Nagradzanie za rujnowanie<span style="font-weight:bold;">Ci z PKP mają od lat zadziwiający obyczaj, by zmieniać rozkłady jazdy w najmniej odpowiednim momencie. Najlepiej zimą i przed świętami. Bo wtedy najwięcej ludzi jeździ koleją, a co za tym idzie więcej pasażerów można wykończyć wystawaniem na mrozie, gdy pociągi jeżdżą, jak chcą. Tak też było ostatnio, gdy znów zmieniono rozkład jazdy. Ludzie pętali się po dworcach nieprzytomnie, a w Katowicach odkryli nawet nieistniejący peron piąty, który podobnież prowadzi do Hogwardu. <br /><br />Za zabawę w maltretowanie pasażerów trzech prezesów spółek PKP ukarano odebraniem rocznych nagród. Niektórzy mówią, że to dęta sprawa, bo prezesi nagrody już pobrali wcześniej. W ten sposób jednak dowiedzieliśmy się, że prezesi spółek PKP rokrocznie dostają nagrody w wysokości około 30 tysięcy złotych każdy. Nagrody zazwyczaj się wręcza za wzorowe funkcjonowanie jakiejś firmy, ale na polskiej kolei ta zasada nie obowiązuje.<br /><br />Szefostwo PKP dostaje bowiem nagrody za sabotaż własnej firmy i doprowadzanie jej do kompletnej ruiny, by potem można ją było korzystnie sprzedać jakiejś zagranicznej korporacji od kolei. Korzystnie oczywiście dla tej korporacji, broń Boże dla naszego państwa, bo to by było niezgodne z ideą wolnego handlu. Stąd nagradzanie za rujnowanie. <br /><br />Prezesi spółek PKP latami ciężko pracowali na swoje doroczne nagrody i wysokie pensje. Udało im się zrujnować lub doprowadzić do zamknięcia liczne dworce. Niektóre były tak brudne (Katowice, Warszawa), że trudno się było domyślić pierwotnego koloru ścian albo posadzki. Gdy w Warszawie na dworcu coś okropnie śmierdziało, okazało się, że bliżej niezidentyfikowani handlarze trzymali w podziemiach tony nadpsutego mięsa na kebaby. Już za samo to jakiś prezes od dworca powinien dostać ekstra premię.<br /><br />Prezesom udało się też doprowadzić do zrujnowania torów, dzięki czemu pociągi poruszają się w ślimaczym tempie, zamknąć tysiące połączeń, nękać pasażerów awariami lokomotyw, nieogrzewanymi wagonami i brudnymi wychodkami. Prezesi bardzo więc się starali, by dostawać coroczne nagrody i premie. <br /><br />Normalnie powinno ich się wsadzić za to wszystko do więzienia, ale u nas łatwiej tam posłać staruszkę, która ukradła batonik albo rowerzystę, który jechał polną drogą po pijanemu do sklepu GS. To obrazuje, w jakim kraju żyjemy i co warta jest nasza demokracja. <br /><br /> </span>Ewa Ziółkowskahttp://www.blogger.com/profile/06026012974663643501noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7613875463025949540.post-91682001383721651092010-12-15T05:09:00.000-08:002010-12-15T05:51:13.263-08:00Zielono w głowach<span style="font-weight:bold;">Gdy politycy w innych krajach europejskich zastanawiają się, czy nie wyjść ze strefy euro, bo wspólna waluta przyczyniła się u nich do pogłębienia kryzysu ekonomicznego, nasi debatują nad zmianami w konstytucji, które pozwolą Polsce do strefy euro wejść. <br /><br />Gdy w wielu krajach europejskich trwają burzliwe manifestacje, wyrażające niepokój społeczeństw z dotychczasowego kierunku neoliberalnych rządów, u nas temat ten jest w mediach prawie nieobecny, bo dziennikarze zajmują się głównie tym, co który polityk powiedział na drugiego polityka. A im polityk głupszy, gadający banały, zgoła bezsensowne bzdury czy po chamsku agresywny - tym większe ma wzięcie w telewizji. Bo mądrość jest o wiele mniej widowiskowa i - jak się wydaje - Polakom coraz mniej potrzebna. <br /><br />Dlatego też durnie rządzą coraz bardziej durnowatym społeczeństwem. Nie ma w tym nic dziwnego, bo rządzący są przecież emanacją społeczeństwa, przynajmniej w ustrojach demokratycznych. Stąd równowaga: społeczeństwo głupie, politycy też głupi. Zaś mądre i dojrzałe społeczeństwa wolą wybierać mądrych i dojrzałych polityków. A gdy im się ich rządy nie podobają, wychodzą na ulice. <br /><br />Polacy generalnie nie wiedzą, że inni wychodzą na ulice i mało ich to zresztą obchodzi. Polacy na ulice nie wychodzą, bo przyjemnie im jest nurzać się w błotku głupoty, które jest dla nich środowiskiem naturalnym, jak dla kaczek bajoro. Mówi im się, że Polska jest zieloną wyspą, no to wierzą, chociaż w innych krajach UE nawet w kryzysie żyje się o wiele lepiej, niż w Polsce, a już z pewnością nikt tam nie grzebie po śmietnikach w poszukiwaniu jedzenia i resztek czegokolwiek. <br /><br />Polska rzeczywiście jakoś tam uniknęła kryzysu, bo inaczej wszyscy musielibyśmy przenieść się na śmietniki. Stało się to w dużej mierze dlatego, że nie byliśmy w strefie euro. Teraz ma to się zmienić.<br /><br />Gdy na ulicach państw europejskich zaczyna się kolejna Wiosna Ludów, na naszej zielonej wyspie, najbardziej zielono jest w głowach polityków, a w głowach Polaków - ciemność i zamęt. <br /> </span>Ewa Ziółkowskahttp://www.blogger.com/profile/06026012974663643501noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7613875463025949540.post-78937168737500805752010-12-14T07:46:00.000-08:002010-12-14T08:58:43.060-08:00Biedny samochodzik<span style="font-weight:bold;">Moja znajoma wpadła pod samochód i od kilku miesięcy leży na łóżku ortopedycznym. Jej nogi, strzaskane przez uderzenie samochodu, nie chcą się zrastać, a jej wiara, że jeszcze kiedykolwiek będzie chodzić, choćby o kulach, coraz bardziej zanika, ustępując miejsca rozpaczy. Moja znajoma jest osobą samotną, przez całe życie opiekowała się rodzicami, wiernie towarzysząc im aż do śmierci. Teraz nie ma kto zaopiekować się nią. Za opiekę musi płacić, a jej niewielkie oszczędności topnieją w zastraszającym tempie. Za to zbliża się widmo domu opieki społecznej, choć jest osobą stosunkowo młodą. <br /><br />W tej sytuacji nie udało jej się dotrzeć na rozprawę, na której miała wystąpić jako oskarżona, a kierowca, który ją najechał - jako poszkodowany. Nie ma tu żadnej pomyłki - kierowca okazał się poszkodowany, czy też raczej jego samochód, bo być może wgniotła mu maskę, a nawet zarysowała drogocenny lakier. Moja znajoma nie pamięta, jak było, bo zaraz straciła przytomność, a gdy ją odzyskała, pamięć nadal ją zawodziła z powodu szoku. W każdym razie liczy się z tym, że będzie płacić kierowcy odszkodowanie za swoje połamane nogi, być może już jako pensjonariuszka domu opieki społecznej.<br /><br />Pieszy w naszym kraju jest elementem zbędnym i szkodliwym dla ruchu samochodowego, co potwierdza polskie prawodawstwo. Najlepiej by było, żeby piesi w ogóle nie poruszali się po mieście, to wtedy samochody mogłyby swobodnie jeździć i nikt by pod nie wchodził i nie denerwował kierowców. Jeżeli piesi koniecznie muszą chodzić, to powinni być odpowiednio oznaczeni, najlepiej w różne elementy odblaskowe, pozawieszane na różnych częściach ciała. No i stać spokojnie, przepuszczać wszystkie możliwe samochody, również na przejściach dla pieszych. Bowiem piesi w polskim prawodawstwie mają niewiele praw, a jeśli nawet je mają, to nikt ich nie respektuje, o czym świadczy ilość ludzi, przejechanych na przejściach dla pieszych. Pod tym względem jesteśmy podobni do różnych dzikich krajów, bynajmniej nie europejskich. <br /><br />Mojej znajomej w ułamku sekundy zawaliło się życie, samochód zaś, jeśli się nie mylę, miewa się dobrze. No może jest trochę zadrapany albo wgnieciony. Ale zawszeć to krzywda dla samochodu i moja znajoma powinna to wziąć pod uwagę, zamiast bezmyślnie pchać się pod koła. </span>Ewa Ziółkowskahttp://www.blogger.com/profile/06026012974663643501noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-7613875463025949540.post-19882795337250476652010-12-08T07:50:00.000-08:002010-12-08T08:54:36.863-08:00Duch Fredry nie ginie<span style="font-weight:bold;">Było, jak u Fredry, a nawet zabawniej. Na ulicę wylegli gapie, a wygodne miejsce w oknach zajęli sąsiedzi z naprzeciwka. Przybiegła właściciela warzywniaka, kwiaciarka, mój znajomy z księgarni, adwokat z pobliskiej kamienicy i dozorca Andrzej. Zjawiła się też straż miejska i policja. Za służbami nadciągnęli robotnicy z butlami i palnikami acetylenowymi.<br /><br />Zaczęło się dobrych kilka lat temu. Jedną z kamienic odziedziczył pewien paranoiczny koleś. Najpierw zadbał o to, aby kompletnie zatruć życie nielicznych lokatorów tej, co tu dużo mówić, ruiny. Lokatorzy dzielnie bronili się za pomocą sądowych procesów, ale koleś i tak ich wykończył, więc się wszyscy wyprowadzili. Ucieszony koleś zaczął zamurowywać okna i odgradzać się od ulicy najpierw ogrodzeniem z siatki, a potem za pomocą solidnej metalowej konstrukcji. W ten sposób okoliczna ludność straciła możliwość chodzenia na skróty błotnistą ścieżką obok dzikich ogrodów, gdzie w pokrzywach walały się butelki po winach prostych. Tak by już zostało, gdyby nie pewien projekt wybudowania tu ulicy, która - historycznie rzecz ujmując - już kiedyś istniała i nazywała się romantycznie Zatyłki. <br /><br />Część ludności była zdania, że nowe Zatyłki nigdy nie powstaną, bo koleś znajdzie sto sposobów, by wstrzymać prace i dokonać żywota za metalowym murem w pustej kamienicy (gdzie straszą sowy i puszczyki). Jednak wybiła jego godzina. Ludność, robotnicy i władza zgromadzili się z rana przed płotem, a koleś wlazł na drabinę z drugiej strony i drogą słownej perswazji próbował ich zniechęcić do dalszych działań. Nic to nie dało. Robotnicy wyciągnęli palniki i przystąpili do rozpruwania metalu. Tymczasem koleś, ku uciesze gawiedzi, zaczął rzucać na nich przez płot łopaty brudnego śniegu. Policja gapiła się bezmyślnie, czekając na dalszy rozwój sytuacji. Koleś znowu wlazł na drabinę i z narażeniem utraty jednego z członków próbował odtrącić ręką palnik. Jednak jego samotna klęska już była przesądzona. Ogrodzenie rozebrano i wywieziono, by kolesiowi nie przyszło do głowy grodzić od nowa podczas najbliższej nocy. <br /><br />I to by było na tyle, gdyby nie opowieść ludności, że w głębi dzikich ogrodów jest jeszcze jeden szalony właściciel, o wiele lepiej obwarowany i otoczony zasiekami. Podobnież z nim już nie pójdzie tak łatwo. Duch Fredry w narodzie nie ginie. <br /><br /> </span>Ewa Ziółkowskahttp://www.blogger.com/profile/06026012974663643501noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7613875463025949540.post-3064315812405160092010-12-01T08:28:00.000-08:002010-12-01T10:49:57.386-08:00Nie polezie orzeł w...<span style="font-weight:bold;">Nie mam wątpliwości, że w naturze istnieje uniwersalne postrzeganie piękna. Takie same dla biedronki, pszczoły, ptaka i człowieka. Co za tym idzie, ten uniwersalizm (jeden z wielu) oznacza także możliwość, przynajmniej na pewnym poziomie, porozumienia się ze sobą wszystkich istot żywych na Ziemi. Bo ja nie wierzę w zwierzęcy instynkt, który nie wiadomo, co oznacza i jest rodzajem wytrychu dla opisania zachowań, które wydają się rozumne, ale według zadufanego w sobie człowieka (patrz - naukowca)takimi być nie mogą. <br /><br />Są dwie odmiany rajskich ptaków: bajecznie kolorowe oraz szare i niepozorne. Bajecznie kolorowe wykonują oszałamiające tańce godowe, potrząsają barwnymi piórkami, stroszą się, wykorzystują grę świateł. Można założyć, że działają w amoku i nie wiedzą, co czynią, choć natura wie doskonale. To, że natura wie, jest jednak rozumowaniem karkołomnym, bo trzeba by jej przyznać atrybuty istoty rozumnej. <br /><br />Jednak o wiele bardziej interesujące są niepozorne rajskie ptaki, zwane altannikami. Altanniki w okresie godowym budują altany, misterne budowle, splecione z traw i gałązek. Altany są wybudowane ze wszystkimi zasadami sztuki architektonicznej: mają spadzisty dach, ściany, wejście, są proporcjonalne i nic się w nich nie kiwa ani nie chwieje. To porządne budowle, które mógłby, w innych proporcjach, wykonać człowiek, a wielu z nich wykonać by nie potrafiło. Otóż czy pewnym być należy, że ptak taką konstrukcję wykonuje "instynktownie", a człowiek rozumnie? Właściwie dlaczego? <br /><br />Altanniki budują te domki, by pochwalić się przed samicami i zdobyć ich względy. Jednak nie tylko sama uroda budowli ma zawrócić w głowie samicy. Ptaszki ozdabiają je kwiatami, kolorowymi kamyczkami, mieniącymi się pancerzami żuków. Nie rozrzucają ich bezmyślnie, ale tworzą z nich rodzaj przemyślanej, barwnej ekspozycji. Ptaki postrzegają więc piękno tak samo, jak ludzie, a także znają zasady harmonii i kompozycji. <br /></span><br /><span style="font-weight:bold;">Pszczoły też wiedzą, co ładne, dlatego siadają na kwiatkach, które wabią je kształtem, kolorem i zapachem, a nie - za przeproszeniem - na gównie. Muchy wprawdzie to lubią, ale wśród ludzi też nie brakuje takich, którzy lubią się unurzać w nieczystościach. Na tym polega jedność wszystkich istot żywych.</span>Ewa Ziółkowskahttp://www.blogger.com/profile/06026012974663643501noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7613875463025949540.post-10676928071200988532010-11-30T09:03:00.000-08:002010-11-30T09:51:14.296-08:00Przemoc reklamy<span style="font-weight:bold;">Och, och! - krzyczy z przerażeniem pewna pani. A cóż to się takiego stało? Otóż pani zrobiła się plama na jej ukochanej bluzeczce. I pani bardzo się martwi, bo plama na bluzce, to dla niej koniec świata i ciężka choroba razem wzięte. To straszne, ale na rozpacz owej pani jest prosty sposób: wystarczy kupić płyn określonej firmy i już pani jest szczęśliwa, jak nigdy dotąd i rozpływa się w cukierkowych uśmiechach w cukierkowym świecie. <br /><br />Oddziaływanie reklam jest straszne nie tylko dlatego, że nakłaniają do kupna coraz to nowych dóbr, ale przede wszystkim dlatego, że manipulują rzeczywistością i ją zakłamują. Rzeczywistość jest bowiem skomplikowana, a droga do szczęścia najczęściej wąska i kamienista. W życiu nie ma prostych recept, w życiu jest mnóstwo wątpliwości, niewykorzystanych szans i straconych złudzeń. W życiu trzeba o coś walczyć, trzeba pracować, wygrywać albo przegrywać, płakać i śmiać się, kochać lub nienawidzić. Żaden nowy szampon do włosów nie przyniesie w nim szczęścia, chyba że na dwie minuty. Żaden płyn nie wywabi nieszczęśliwej miłości. Żaden krem nie usunie zmarszczek i nie cofnie lat. Najpiękniejsza sukienka nie zmieni figury, a nowe pantofelki nie zaprowadzą do zaczarowanej krainy. <br /><br />Reklamy, upraszczając rzeczywistość i kusząc prostymi receptami na szczęście, przeprowadzają klasyczne pranie mózgów. Jest ono wyjątkowo niebezpieczną formą przemocy. Czy prawodawcom nigdy to nie przyszło do głowy? Zakładam, że przyszło, ale forsa jest najważniejsza.</span>Ewa Ziółkowskahttp://www.blogger.com/profile/06026012974663643501noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7613875463025949540.post-24636082618936004682010-11-27T10:48:00.000-08:002010-11-27T11:46:33.273-08:00PKS leci w kosmos<span style="font-weight:bold;">No i PKS w moim (niekoniecznie ukochanym) mieście zbankrutował. Jak do tego doszło? To tajemnica tych, którzy doprowadzili do jego kompletnej ruiny. Potem jeszcze chcieli sprzedać, ale nikt nie chciał brać, najpewniej z powodu długów.<br /><br />Niby autobusy normalnie jeździły, a nawet jeździły częściej i porządniej, niż pociągi, a jednak nie okazało się to wystarczające dla utrzymania firmy. Sygnały upadku widać było jednak od dawna. Pomieszczenia dworca od dawna miały w sobie atmosferę przygnębiającej pustki, zaniedbania, szarości. Na podjazdach dla autobusów był spękany i sfalowany asfalt, a od deszczu chroniły straszne daszki z eternitu, nigdy nie myte. Ale to norma, bo większość polskich dworców autobusowych tak wygląda.<br /><br />Na dworcu PKS w Warszawie takie daszki są podwójne, a wolną przestrzeń między nimi wykorzystują gołębie. Nieszczęsne ptaki, które egzystują w tych warunkach, są utytłane jak nieboskie stworzenia, często mają posklejane skrzydła i wyraźnie cierpią na różne choroby. Są one tzw. żywym dowodem brudu i zaniedbania naszych dworców. Tu i tam je umyto (dworce nie ptaki), głównie kolejowe, i to, co dotąd było czarne, okazało się białe, dostarczając ludności tematu do różnych krotochwil. Umyto oczywiście nie z powodu ludności, ale Euro 2012. I to nie jest ani optymistyczne, ani śmieszne, tylko strasznie smutne.<br /><br />Co do dworca PKS, który zbankrutował, to sam się napraszał swoją, nazwijmy to - architekturą. W czasach Gierka kogoś ogarnęła szalona fantazja, skutkiem której nadano mu kształt latającego spodka. Do okolicznych żałosnych budowli i całkiem porządnego neogotyckiego kościoła ów obiekt za nic nie chciał pasować i rzeczywiście wyglądał, jak przybysz z obcego świata. A teraz chyba już odlatuje do siebie. Wokół wygaszono latarnie, w środku palą się nieliczne światła, tyle tylko, by pasażer nie rozbił sobie mordy na schodach (w czasie startu). Zresztą pasażerowi, który ze swej natury jest nachalny, nie należy robić uprzejmości, bo się jeszcze bardziej rozzuchwali. <br /><br />Tak więc nasz PKS odlatuje w kosmos i szkoda, że zabierze ze sobą tylko przypadkowe osoby, a nie wszystkich tych, którzy go tam wysłali.</span>Ewa Ziółkowskahttp://www.blogger.com/profile/06026012974663643501noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-7613875463025949540.post-30189932029471097532010-11-15T08:32:00.000-08:002010-11-15T09:45:47.564-08:00Czas głupców<span style="font-weight:bold;">Wiszą w całym mieście w różnym formacie i nazywają się plakatami wyborczymi. A na nich zaś, matko kochana, co za żenujący zestaw fizjonomii! Teraz miasto moje (niezbyt ukochane) wygląda tak, jakby policja dostała pokaźną sumę pieniędzy na rozwieszenie listów gończych w dużym formacie. Buzie są rozmaite, niektóre przypominają szwagra Józka albo kumpla Edka ze szkoły podstawowej. Mnie szczególnie utkwiła w pamięci ta z rzadkim wąsem i zamglonym spojrzeniem, najpewniej z powodu notorycznego nadużywania trunków. Rzadki wąs szykuje się na prezydenta. <br /><br />Tyle o mężczyznach na plakatach wyborczych, ale są też kobiety. Nie powiem, niektóre postarały się co do makijażu, fryzury i odpowiedniej pozy. W niczym nie przypominają szwagra Józka, ale za to kojarzą się z czymś w rodzaju "dzień otwartych burdeli". Matko kochana, w czym ja zawiniłam, by mnie takie wizerunki na ulicach prześladowały? <br /><br />Jedna z kandydatek rozdaje ulotki z pączkiem (bo jest cukiernikiem), a z tyłu ulotki można przeczytać cały jej bogaty życiorys, napisany z błędami ortograficznymi, choć ma ona wyższe wykształcenie (cukiernicze). Nic w tym dziwnego, jeśli inny kandydat we wcześniejszych wyborach rozdawał jabłka, bułki i zbierał grzyby. Dla niektórych wybory są takie bardziej gastronomiczne. Teraz ten sam kandydat jeździ po mieście na platformie ciężarówki i udaje kogoś w rodzaju Dody. W następnych wyborach powinien założyć pończochy-kabaretki i upiąć sobie pióra na dupie. Na pewno mu wtedy wzrośnie. <br /><br />Jako osoba zachowawcza i nader konserwatywna nie mogę w tej sytuacji udać się na wybory, bo nie kojarzą mi się one ani gastronomicznie, ani rozrywkowo. Kojarzą mi się z jakimiś programami. Trudno jednak czytać program, gdy się skacze na platformie albo poprawia makijaż. Po szwagrze Józka też się nie spodziewam żadnego programu. Najwyżej jazdy po pijanemu do najbliższego sklepu we wsi, bo zabrakło. <br /><br />Oto nadszedł czas głupców, a ludzie, elfy i krasnoludy już wsiadają na okręty i chowają się w podziemia. <br /><br /></span>Ewa Ziółkowskahttp://www.blogger.com/profile/06026012974663643501noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-7613875463025949540.post-3439771242952397262010-11-08T09:21:00.000-08:002010-11-08T09:58:31.774-08:00Rozważania na temat rozgwiazdy<span style="font-weight:bold;">Rozgwiazda wydaje się bardzo miłą istotą. Kojarzy się z gwiazdą, marzeniem i ideałami. To śliczne czerwone stworzonko. W ogromnych akwariach w Boulogne można było łowić delikatnie rozgwiazdy w siatkę i przez moment oglądać z bliska ich delikatne ciałka. Dzieci, którym pozwolono na te niewinne łowy, były zachwycone. <br /><br />Ale kretynem kompletnym jest ten, kto uwierzy w niewinność i słabość rozgwiazdy. To jeden z największych morskich drapieżników. Przemieszcza się tylko po to, by polować, zabijać i zżerać. Wydziela żrące kwasy, które przepalają muszle ślimaków, a same ślimaki zamieniają w kompot. A potem rozgwiazda te płynne ślimaki wsysa. Jest typowym konsumentem, bo nic innego nie robi, tylko konsumuje i wydala. Nie ma życia duchowego, bo nie ma mózgu. <br /><br />Udało mi się ostatnio poznać pewną rozgwiazdę pod ludzką postacią. Udawała słabe kobiece stworzenie, ale wydzielała kwasy. Nie miała życia duchowego i oficjalnie to deklarowała. <br /><br />Gdy spotkacie jakąś rozgwiazdę na swojej drodze, nie dajcie się nabrać. Choćby twierdziła, że zajmuje się zbawianiem świata, będzie miała wyłącznie zamiary konsumpcyjne. </span>Ewa Ziółkowskahttp://www.blogger.com/profile/06026012974663643501noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7613875463025949540.post-51936382461438405822010-10-18T07:04:00.000-07:002010-10-18T08:28:47.438-07:00Czerwony potwór<span style="font-weight:bold;">Nie uwierzycie. Nowa torebka pożarła mi wszystkie dokumenty i klucz do mieszkania siostry, a potem jeszcze łyknęła e-papierosa. A przecież powinnam jej się strzec od samego początku, bo była w diabelskim czerwonym kolorze, a do tego w nieprzyzwoitym malinowym odcieniu. Oczywiście wszystko było na pewnego nieszczęsnego menela, któremu w tunelu pod dworcem zakupiłam na jego wyraźne życzenie dwa pączki z lukrem. Wyszło na to, że ukradł, choć dziwiło mnie niepomiernie, że nie tknął pieniędzy. W tym miejscu osobiście go przepraszam, bo - jak zostało powiedziane powyżej - winna była torebka. <br /><br />Po tym nieszczęsnym wydarzeniu udałam się na pobliski posterunek policji, gdzie przyjął mnie policjant ze znękanym wyrazem twarzy, bo właśnie wyrwał ząb. Twierdził, że ma straszny kołowrót, choć echo moich kroków niosło się po pustych korytarzach. Nie będę się tu wdawać w opis dalszych perypetii z policją, w każdym razie udało mi się uzyskać stosowne zaświadczenie o zaginięciu dokumentów. <br /><br />Brak e-papierosa mocno odbił się na moim zdrowiu psychicznym, więc wyszperałam zachowaną na ciężkie czasy paczkę mentolowych, a potem trzęsącymi rękami zaczęłam szukać zapalniczki. W szufladzie z kosmetykami natrafiłam na coś czarnego i podłużnego. Nie była to jednak zapalniczka, tylko zaginiony od trzech miesięcy modem do internetu. Zaginięcie dokumentów i e-papierosa nadal pozostawało tajemnicą.<br /><br />Mimo głębokiego przekonania, że z tą torebką jest coś nie tak, nie dałam się opętać przesądom i wykonałam co należy, aby nikt nie hulał z moimi dokumentami po mieście i kupował na mój koszt sprzętu audiowizualnego i różnych innych głupot. Kiedy już się tak nachodziłam, natelefonowałam i nastałam w kolejkach, przyszło mi do głowy, aby jak najdokładniej obejrzeć w tej cholernej torebce kieszonkę na dokumenty. W środku wyglądała całkiem normalnie, ale z jednego boku - bardzo zmyślnie - nie została zaszyta. I tak też przez ów trudno zauważalny otwór wpadało wszystko, co do kieszonki trafiło, by spocząć spokojnie na dnie torebki pod podszewką, jak skarby na dnie morza. Torebka została przeceniona i czekała spokojnie na amatora, kusząc swoją czerwonością, by mogła prowadzić swój niecny proceder i pożerać najpierw małe przedmioty, a potem coraz większe i puchnąć, jak wielki morski potwór. <br /><br />Złapałam tego czerwonego potwora i równym, solidnym ściegiem zaszyłam jego paszczę. Pytanie - co ja w nim zaszyłam?</span>Ewa Ziółkowskahttp://www.blogger.com/profile/06026012974663643501noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-7613875463025949540.post-22309807896405100122010-10-04T05:31:00.000-07:002010-10-04T06:37:29.094-07:00Prześcieradło z gumką<span style="font-weight:bold;">Udałam się do sklepu, żeby kupić prześcieradło. Jakiekolwiek, ostatecznie mogłoby być nawet w kratkę albo kwiatki. Byle byłby to zwykły kawałek materiału, który kładzie się na łóżko. Były tylko z gumką. Całe potworne półki prześcieradeł z gumką we wszystkich możliwych kolorach i rozmiarach. Zaczęło mi się mieszać w głowie od tych cholernych prześcieradeł, a tu jeszcze na każdym prześcieradle inny rozmiar, a ja - w swej naiwności - nie zmierzyłam łóżka przed wyjściem z domu. I nigdy zresztą nie zmierzę, bo mi się nie chce. Tak oto możliwość zakupu prześcieradła została mi odebrana, a ja w tym prześcieradłowym królestwie czułam się, jak zgłodniały król Midas, któremu kawałek chleba zamienił się pod palcami w złoto. <br /><br />Nasz świat jest coraz głupszy i coraz bardziej skomplikowany. Składa się z instrukcji obsługi urządzeń, których nikt nie rozumie i wielostronicowych umów maczkiem, których też nikt nie rozumie, a poza tym nie ma zdrowia czytać. A także mnóstwa nikomu nie potrzebnych przedmiotów o naturze gadżetu. Ponieważ zasadą współczesnej gospodarki jest produkowanie coraz i coraz więcej, ten szalony kołowrót powoduje, że supermarkety duszą się od nikomu nie potrzebnych rzeczy, a głupcy, jak poławiacze pereł, szukają wśród prześcieradeł z gumką tego jednego upragnionego. A potem kupują za małe, bo nie zmierzyli łóżka. <br /><br />Ciekawe, czy sami opamiętamy się w tym szaleństwie, czy też wybuch jakiejś supernovej zniszczy naszą cywilizację oraz - co za ulga! - wszystkie na świecie prześcieradła z gumką.</span>Ewa Ziółkowskahttp://www.blogger.com/profile/06026012974663643501noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-7613875463025949540.post-73051415404583037922010-09-27T09:28:00.000-07:002010-09-27T09:57:57.612-07:00Dzień bez człowieka<span style="font-weight:bold;">Wreszcie zostało to powiedziane wyraźnie słowami telewizyjnego redaktora: w Polsce ludzie przeszkadzają samochodom. Dotychczas nasi rodacy tylko podejrzewali, że są elementem zbytecznym na miejskich ulicach, choć samochody dawały im to wyraźnie do zrozumienia. A to parkowały na chodnikach, nie zostawiając miejsca dla przechodniów, a to rozjeżdżały ludzi na przystankach, a to wjeżdżały na nich całym rozpędem na przejściach dla pieszych. A naród głupi i ciemny, jak to u nas, za nic nie mógł pojąć aluzji. Teraz już wie, bo co powiedziane w telewizji, to święte. Szczególnie w telewizji wielko-koncernowo-medialnej, gdzie uczy się nas odpowiednich manier. <br /><br />Tak oto Polska, dotąd zapóźniona i zapyziała, ma szanse zostać światową awangardą. Już nie dzień bez samochodu ogłaszać w ramach ekologicznych fanaberii, ale "dzień bez człowieka". Samochody, jak i inne urządzenia mechaniczne z pewnością byłyby zachwycone "dniem bez człowieka". W końcu przecież i tak kiedyś będą rządzić maszyny. W telewizji, jak się wydaje, już rządzą. Są to ulizane i uśmiechnięte cyborgi, które często plotą różne banialuki. No ale dziwić się nie ma czemu, bo to nadal egzemplarze próbne. </span>Ewa Ziółkowskahttp://www.blogger.com/profile/06026012974663643501noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7613875463025949540.post-61351302571869245332010-09-16T03:47:00.000-07:002010-09-16T04:28:48.135-07:00W lesie będzie straszyć<span style="font-weight:bold;">W nocy porwały krzyż i zaniosły do leśnej kaplicy. Podobnież zrobiły to leśne środowiska animacyjne, powiązane z królikiem i kłapouchym. Królik udaje głupiego, a kłapouchy w ogóle nic nie mówi, bo - jak wiadomo - myśli wolno, a często też nie widzi związku między pytaniem a odpowiedzią. Leśne autorytety duchowe twierdzą zaś, że krzyż "nawiedził" leśną kaplicę, czego nikt nie rozumie. Być może chodzi o to, by kaplica i całe jej otoczenie było nawiedzone i nikt by się tam nie pętał. Kłapouchy mógłby wtedy spokojnie gapić się na drzewa, a królik bez przeszkód kopać nory. <br /><br />Część leśnych środowisk uważa, że to wszystko mydlenie oczu, spowodowane zbliżającą się zimą. Zamieszanie jest na rękę królikowi, bo nie postarał się o odpowiednie zapasy kapusty oraz innych warzyw, jak również nie zarządził naprawy i ogacenia zimowych leży. Królik zresztą uważa, że niech każdy sobie gaci sam, bo taką ma ideologię. Kłapouchy popiera królika, chociaż nie wie, o co chodzi. <br /><br />W każdym razie już zostało postanowione. Krzyż będzie wędrowny i ma nawiedzać coraz to inne miejsca. W lesie dotąd różnie bywało, a teraz będzie jeszcze straszyć. Część mieszkańców lasu uważa, że taka animacja jest do d... i domaga się: a) prawdziwych igrzysk, b)chleba. <br /><br /> </span>Ewa Ziółkowskahttp://www.blogger.com/profile/06026012974663643501noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7613875463025949540.post-4091174969384258992010-09-10T02:27:00.000-07:002010-09-13T06:18:29.471-07:00Hodowanie krzyża<span style="font-weight:bold;">Ten krzyż, co tam stoi na Krakowskim Przedmieściu, i o który znów jest draka, polskie władze i Kościół, hodowały dzielnie przez ostatnie 20 lat. <br /><br />Złożyły się na niego gadania o Polaku-katoliku, szczególne traktowanie polskiego Kościoła, który zadomowił się w życiu politycznym i bez udziału którego nie odbywa się żadna uroczystość państwowa, zawieszanie krzyży w neutralnej światopoglądowo - teoretycznie - przestrzeni, od szkół zaczynając, a na Sejmie kończąc. Szczególną rolę w hodowaniu krzyża na Krakowskim Przedmieściu należy przypisać konserwatywnym polskim hierarchom, których dewocja polskiego ludu szczególnie cieszyła, bo duszami głupich łatwiej zarządzać. A teraz oni wszyscy, czyli władze i hierarchowie, od krzyża na Krakowskim Przedmieściu odwracają się plecami i odgradzają lud barierkami. Wyhodowali dziecię niechciane, przesadnie patriotyczno-religijne i teraz kombinują, jak się go pozbyć. Do kościoła przenieść, do Smoleńska wywieźć - byle jak najdalej, byle z oczu. Postrzegam to, jako szczególny rodzaj podłości.<br /><br />Grzebiąc w pudełku z pamiątkami, odnalazłam mały, czarny krzyżyk z orzełkiem. Takie krzyżyki, na wzór żałobnej biżuterii po powstaniu styczniowym, wykonywano w Polsce w czasie stanu wojennego. Krzyż od dawna wiązał się z polskim patriotyzmem, bo kościoły podczas zaborów były przystanią polskości. W jakiś sposób były też nią w czasach PRL. A romantyczny mesjanizm, gdzieś tam ciągle zapisany jest w narodowej podświadomości. Myślę, że ten rodzaj tradycji powinniśmy uszanować, bez względu na poglądy. <br /><br />Krzyż jest też symbolem żałoby. Dlatego umieszcza go się na grobach czy w miejscach, gdzie zginęli ludzie. Polska pełna jest krzyży. Małe i większe stoją przy trasach samochodowych, przy torach. Czegoś takiego nie ogląda się raczej w żadnym innym europejskim kraju i musimy to przyjąć do wiadomości, pogodzić się i obdarzyć szacunkiem. <br /><br />Żałoba, to zresztą nie jedyny symbol krzyża w polskiej obyczajowości. Stawiano je na rozstajnych drogach, by odgonić złe moce. To zresztą piękna metafora, która uczy, że tam, gdzie rozchodzą się drogi, najłatwiej usłuchać podszeptów zła. Grzesznicy stawiali je na znak pokuty i dotąd można jeszcze oglądać średniowieczne krzyże pokutne, a nawet takie z niedawnych lat. <br /><br />W jakim więc celu to bardzo katolickie państwo, ci ośmieszający się politycy, którzy klęczą po kościołach z okazji różnych patriotycznych okoliczności, chcą usunąć właśnie ten krzyż? A jak się nie da, to przynajmniej ogrodzić skomplikowanym systemem barierek. Tak mi się wydaje, że z czystej głupoty. Tak czystej i nieskażonej, że moglibyśmy zrobić z niej towar eksportowy, opatentowany przez Unię Europejską, jak oscypki.</span>Ewa Ziółkowskahttp://www.blogger.com/profile/06026012974663643501noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7613875463025949540.post-18044571684675585882010-09-09T05:17:00.000-07:002010-09-09T06:25:05.961-07:00Kolor purpury<span style="font-weight:bold;">Jesienią kolory są inne. Za mało promieni słonecznych dociera na ziemię, więc zdają się tylko dotykać powierzchni rzeczy, ślizgać się po niej, zaledwie ją lekko muskać. <br /><br />O tej porze najpiękniejsza jest ciemna purpura. Promienie rozjaśniają tylko jej górną warstwę, tworząc jasnoczerwoną, świetlistą mgiełkę. A pod spodem jest niegłębiona czerń. Tajemnicza, niemal mistyczna. <br /><br />Jesienią niemal można się kąpać w kolorze złotym. Promienie odbijają się od złotych powierzchni, tworzą iskry, pióropusze, kładą się na innych powierzchniach. Aż wszystko staje się ciepłe i złociste. A wtedy wystarczy zamknąć oczy i poczuć, jak światło wchodzi też w nas. <br /><br />Sztuka medytacji nie jest cechą ani naszej kultury, ani naszych czasów. Japończyk, przygotowując się do rytuału picia herbaty, rozpoczynał medytację przy tak banalnej czynności, jak zamiatanie ścieżki do pawilonu herbacianego. Potem medytował ogród, poszukując kwiatu lub rośliny, która najbardziej wyrażałaby nastrój dnia i porę roku. Nie potrzebował bukietu. Wystarczyła choćby skromna gałązka purpurowego klonu. Wstawiona do specjalnej wnęki w pawilonie stawała się wyjątkowa, jak dzieło sztuki. Nosiła w sobie wszystkie wspaniałe klony, które czerwienią się jesienią. Cały kolor purpury. <br /><br />W dzisiejszych czasach nie potrafimy się skupić, jesteśmy coraz bardziej rozchwiani. Potrzebujemy ciągłego ruchu, głośnych dźwięków, jaskrawych barw, coraz silniejszych bodźców. Jesteśmy coraz głupsi i coraz bardziej nieszczęśliwi. Nic nas nie obchodzą jakieś kolory purpury i japońskie medytacje. Mamy ochotę zastrzelić bliźniego. I czasami robimy to. </span>Ewa Ziółkowskahttp://www.blogger.com/profile/06026012974663643501noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7613875463025949540.post-82591323354270546062010-08-31T05:37:00.000-07:002010-08-31T06:44:37.689-07:00Misiu wlazł na trybunę<span style="font-weight:bold;">Duży misiu o małym rozumku wlazł na trybunę i powiedział. No i w lesie od razu zrobiła się awantura. Jedni wychwalali tramwajarskie zasługi misia, a inni twierdzili, że są zażenowani wybrykiem misia, który sam na trybunę się zaprosił, nagadał, co popadnie i właściwie nie wiadomo odnośnie czego. <br /><br />Jedno jest pewne, misiu taki bezinteresowny nie jest. Przed uroczystością misiu ściskał wylewnie i całował królika oraz jego krewnych i znajomych. Do królika tak się przyczepił, że jedno buzi mu nie wystarczyło, tylko domagał się więcej. Właśnie zaczynała się uroczystość, gdy misiu napadał pocałunkiem kolejnego krewnego królika, akurat bardzo ważnego. Gwizdy i różne tam takie popsuły więc misiowi zabawę o erotycznie dwuznacznym zresztą charakterze. Więc misiu się rozzłościł, wlazł i powiedział. Teraz wszyscy się zastanawiają, co misiu miał na myśli. A misiu chciał przecież tylko buzi i zabawy. <br /><br />Wśród nieco przytomniejszych od misia istot trwają dyskusje, czy ze sławnych postulatów Solidarności spełniono w dzisiejszej Polsce jeden czy też aż dwa. Istoty przytomniejsze od misia widzą to, co gołym okiem każdy widzi - ogromne zbiednienie dużej części społeczeństwa, łamanie praw pracowniczych, pracę za marne grosze, głodne dzieci w szkole, rozerwanie więzów społecznych i chamstwo na każdym kroku, brak poszanowania ludzi ze strony władzy i brak jakiegokolwiek dialogu społecznego, społeczną frustrację i narastającą gorycz. A także głupotę mediów, które zdają się tego wszystkiego nie zauważać, żyjąc we własnym, wymyślonym świecie, który został stworzony na użytek różnych misiów o małym rozumku. Koncepcja społeczeństwa według Solidarności została zniszczona i pogrzebana. <br /><br />Rocznice są również po to, by dokonywać takich rozliczeń, a nie tylko po to, by misie miały komu dać buzi. </span>Ewa Ziółkowskahttp://www.blogger.com/profile/06026012974663643501noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-7613875463025949540.post-58031848988216187932010-08-12T06:10:00.000-07:002010-08-12T07:14:19.397-07:00Prawdziwe wariactwo<span style="font-weight:bold;">Prawdziwe wariactwo. Prezydent Ciamciaramcia przemyka się ogrodami od tyłu do Pałacu Prezydenckiego, a od frontu tłumy, modlitwy, awantury i wszelkiego rodzaju cyrk. I tak dobrze, że prezydent nie robi tego w kobiecym przebraniu. Sekretne sprawowanie prezydenckiej władzy - prezydent nie tylko się przemyka, ale i nie pokazuje się ani nie zabiera głosu - udzieliło się reszcie władz, więc potajemnie sporządzono i powieszono na ścianie pałacu tablicę pamiątkową, na której nie wiadomo, co jest, bo z bliska w telewizji nie pokazują. <br /><br />Prawdziwe wariactwo. Jedni się do krzyża przywiązują i ciągną go za sobą w religijnym uniesieniu, a inni prawdziwi Polacy-katolicy podskakują po pijaku i czynią wulgarne gesty, aby pokazać, gdzie mają symbole religijne. Najpierw miała być tablica upamiętniająca albo obelisk, a teraz, to już cały pomnik, co wiąże się z przeniesieniem nieszczęsnego księcia Poniatowskiego, który wskoczył wprawdzie do Elstery, ale pojedynczo. Mój znajomy mówi, że konia, to by można zostawić, ale nie będę kontynuować tego śliskiego tematu. <br /><br />Prawdziwe wariactwo. Ciamciaramcia chyba do końca kadencji pozostanie w Belwederze, gdzie zażywa spokoju i cienia drzew, a w pałacu prezydenckim miałby nieustający Hyde-Park pod oknami. To dowodzi, że prezydent wszystkich Polaków nie chce widzieć, jak powstaje społeczeństwo obywatelskie na polską manierę, choć to zabawne i pouczające. <br /><br />Prawdziwe wariactwo. Hierarchia kościelna też nieskora do publicznych wystąpień, może mając w podświadomości wieszanie hierarchów na latarniach w tymże samym miejscu. Jak by nie patrzył, dla Kościoła jest to miejsce trefne. Kościół z godnością woli milczeć i nie narażać się na niestosowny bunt wiernych. Kiedyś ten grzech zaniedbania wyjdzie Kościołowi, jak i Ciamciaramci bokiem.<br /><br />Ja też ma swoje hasło: "Krzyż z Sejmu do kościoła!" Dopiero by się zaczęło prawdziwe wariactwo. <br /><br /></span>Ewa Ziółkowskahttp://www.blogger.com/profile/06026012974663643501noreply@blogger.com0