wtorek, 14 grudnia 2010

Biedny samochodzik

Moja znajoma wpadła pod samochód i od kilku miesięcy leży na łóżku ortopedycznym. Jej nogi, strzaskane przez uderzenie samochodu, nie chcą się zrastać, a jej wiara, że jeszcze kiedykolwiek będzie chodzić, choćby o kulach, coraz bardziej zanika, ustępując miejsca rozpaczy. Moja znajoma jest osobą samotną, przez całe życie opiekowała się rodzicami, wiernie towarzysząc im aż do śmierci. Teraz nie ma kto zaopiekować się nią. Za opiekę musi płacić, a jej niewielkie oszczędności topnieją w zastraszającym tempie. Za to zbliża się widmo domu opieki społecznej, choć jest osobą stosunkowo młodą.

W tej sytuacji nie udało jej się dotrzeć na rozprawę, na której miała wystąpić jako oskarżona, a kierowca, który ją najechał - jako poszkodowany. Nie ma tu żadnej pomyłki - kierowca okazał się poszkodowany, czy też raczej jego samochód, bo być może wgniotła mu maskę, a nawet zarysowała drogocenny lakier. Moja znajoma nie pamięta, jak było, bo zaraz straciła przytomność, a gdy ją odzyskała, pamięć nadal ją zawodziła z powodu szoku. W każdym razie liczy się z tym, że będzie płacić kierowcy odszkodowanie za swoje połamane nogi, być może już jako pensjonariuszka domu opieki społecznej.

Pieszy w naszym kraju jest elementem zbędnym i szkodliwym dla ruchu samochodowego, co potwierdza polskie prawodawstwo. Najlepiej by było, żeby piesi w ogóle nie poruszali się po mieście, to wtedy samochody mogłyby swobodnie jeździć i nikt by pod nie wchodził i nie denerwował kierowców. Jeżeli piesi koniecznie muszą chodzić, to powinni być odpowiednio oznaczeni, najlepiej w różne elementy odblaskowe, pozawieszane na różnych częściach ciała. No i stać spokojnie, przepuszczać wszystkie możliwe samochody, również na przejściach dla pieszych. Bowiem piesi w polskim prawodawstwie mają niewiele praw, a jeśli nawet je mają, to nikt ich nie respektuje, o czym świadczy ilość ludzi, przejechanych na przejściach dla pieszych. Pod tym względem jesteśmy podobni do różnych dzikich krajów, bynajmniej nie europejskich.

Mojej znajomej w ułamku sekundy zawaliło się życie, samochód zaś, jeśli się nie mylę, miewa się dobrze. No może jest trochę zadrapany albo wgnieciony. Ale zawszeć to krzywda dla samochodu i moja znajoma powinna to wziąć pod uwagę, zamiast bezmyślnie pchać się pod koła.

3 komentarze:

  1. Uważam,że jest dokładnie odwrotnie - zarówno kierowcy , jak i rowerzyści są zepchnięci na margines. Dowodem na to jest kara za wtargnięcie na ulice na czerwonym świetle - pieszy dostanie 50 do 100 zł mandatu bo zmuszenie do gwałtownego hamowania to niska szkodliwość czynu. Mimo,że może na tym ucierpieć sam pieszy, kierowca, ludzie idący chodnikiem , inni kierowcy etc.
    Noszenie elementów odblaskowych przez pieszego nie boli - zwłaszcza przy stanie oświetlenia naszego miasta - proszę zwrócić uwagę,że większość przejść dla pieszych to "strefy mroku" - ubrany na czarno pieszy jest widoczny z odległości kilkudziesięciu metrów , dopiero wtedy gdy znajdzie się w światłach reflektorów.
    Piesi przechodzący ulicę w dowolnym miejscu np. po przekątnej skrzyżowania lub wychodzący zza samochodów to norma.
    Podobnie jak genialny pomysł umieszczenia znaków na azylach dla pieszych w ten sposób,że kierujący nie widzi czy ktoś stoi na wysepce (vide: ul. Seminaryjska).
    normą jest ,że odszkodowanie płaci sprawca wypadku.Nie opisała Pani przebiegu zdarzenia. Gdyby kierowca wjechał w ta Pania np. na przejściu dla pieszych to płaciłby on. Każdy kierowca musi płacić coroczny haracz nazywany ubezpieczeniem OC (Odpowiedzialność Cywilna) i w momencie gdy jest sprawcą wypadku z OC osoba poszkodowana dostaje odszkodowania a w przypadku trwałych obrażeń - sprawa sądowa i renta. W Polsce sądy z założenia przyznają rację pieszym. Czego dowodem była niedawna sprawa gdy ukarano kierowcę za potrącenie pieszego, który wbiegł na przejście na czerwonym świetle. O dziwo winny był kierowca:(
    PS. Bohaterce tekstu współczuję

    OdpowiedzUsuń
  2. Drogi czytelniku i komentatorze. Chyba piszesz wg. zasady; Uderz w stół... Bo sytuacja w tym kraju jest katastrofalna. Piesi nie mają żadnych praw i są masowo zabijani na przejściach czy też chodnikach. I to jest skandal i zbrodnia na światową skalę. Pewnie nie bywasz w zachodniej, cywilizowanej części Unii europejskiej, gdzie kierowca musi się bezwzględnie zatrzymać, gdy pieszy DOCHODZI do przejścia, a nie wchodzi czy jest na nim. I kierowcy tak robią, bo są wyedukowani, a po drugie prawo tam staje po stronie słabszych uczestników ruchu, czyli pieszych, którzy nie maja szans w zderzeniu z samochodem. Dlatego nie ma tam masowego rozjeżdżania ludzi, jak w Polsce. Gdzie bandyci na pasach taranują przechodniów, gdzie zabija się pieszych, bo jakiś dureń jeździ po chodniku i tak dalej. Trzeba być ślepym, żeby tego nie widzieć. Powtarzam - zawsze, wg. norn prawnych z zachodu Europy, nie z dzikiego wschodu, zawsze winę za najechanie na człowieka ponosi kierowca. Nawet, gdy wjedzie w niego na swoim zielonym świetle. A u nas nie szanuje się życia i zdrowia, mam nawet wrażenie, że chamstwo za kierownicami, celowo najeżdża na tych bezbronnych ludzi, żeby pokazać, kto jest silniejszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to mamy huśtawkę poglądów. Kiedyś w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku dostałem mandat 50 zł. za wymuszenie na kierowcy Syrenki zdjęcia nogi z gazu, bo nawet nie musiał hamować, gdy wbiegłem na jezdnię na nieoznakowanym pasami przejściu dla pieszych. Od tego czasu przyjąłem bezpieczne założenie, że jezdnie są dla niesprawnych samochodów kierowanych przez zawsze pijanych kierowców i przechodzę przez jezdnię tak, by maksymalizować moje bezpieczeństwo.
      Z drugiej strony przez ponad 50 lat prowadzenia samochodów nikogo samochodem nie dotknąłem, bo zawsze intensywnie obserwuję zachowanie, z założenia, pijanych ludzi na poboczu i staram się wiedzieć, co dzieje się na jezdni przed poprzedzającym mnie np. suwem lub nawet tirem. Niestety taka koncentracja na bezpieczeństwie pieszych i swoim tak absorbuje umysł, że często nie zauważam znaków drogowych. Tak więc płacę mandaty za przekraczanie prędkości i zwykle balansuję na krawędzi utraty prawa jazdy przez braki w punktach. Nie ma nic za darmo, warto tu dodać, że szybka jazda zmniejsza nasz czas pobytu w ruchu drogowym i tym samym zmniejsza prawdopodobieństwo przykrych zdarzeń.

      Usuń