piątek, 10 września 2010

Hodowanie krzyża

Ten krzyż, co tam stoi na Krakowskim Przedmieściu, i o który znów jest draka, polskie władze i Kościół, hodowały dzielnie przez ostatnie 20 lat.

Złożyły się na niego gadania o Polaku-katoliku, szczególne traktowanie polskiego Kościoła, który zadomowił się w życiu politycznym i bez udziału którego nie odbywa się żadna uroczystość państwowa, zawieszanie krzyży w neutralnej światopoglądowo - teoretycznie - przestrzeni, od szkół zaczynając, a na Sejmie kończąc. Szczególną rolę w hodowaniu krzyża na Krakowskim Przedmieściu należy przypisać konserwatywnym polskim hierarchom, których dewocja polskiego ludu szczególnie cieszyła, bo duszami głupich łatwiej zarządzać. A teraz oni wszyscy, czyli władze i hierarchowie, od krzyża na Krakowskim Przedmieściu odwracają się plecami i odgradzają lud barierkami. Wyhodowali dziecię niechciane, przesadnie patriotyczno-religijne i teraz kombinują, jak się go pozbyć. Do kościoła przenieść, do Smoleńska wywieźć - byle jak najdalej, byle z oczu. Postrzegam to, jako szczególny rodzaj podłości.

Grzebiąc w pudełku z pamiątkami, odnalazłam mały, czarny krzyżyk z orzełkiem. Takie krzyżyki, na wzór żałobnej biżuterii po powstaniu styczniowym, wykonywano w Polsce w czasie stanu wojennego. Krzyż od dawna wiązał się z polskim patriotyzmem, bo kościoły podczas zaborów były przystanią polskości. W jakiś sposób były też nią w czasach PRL. A romantyczny mesjanizm, gdzieś tam ciągle zapisany jest w narodowej podświadomości. Myślę, że ten rodzaj tradycji powinniśmy uszanować, bez względu na poglądy.

Krzyż jest też symbolem żałoby. Dlatego umieszcza go się na grobach czy w miejscach, gdzie zginęli ludzie. Polska pełna jest krzyży. Małe i większe stoją przy trasach samochodowych, przy torach. Czegoś takiego nie ogląda się raczej w żadnym innym europejskim kraju i musimy to przyjąć do wiadomości, pogodzić się i obdarzyć szacunkiem.

Żałoba, to zresztą nie jedyny symbol krzyża w polskiej obyczajowości. Stawiano je na rozstajnych drogach, by odgonić złe moce. To zresztą piękna metafora, która uczy, że tam, gdzie rozchodzą się drogi, najłatwiej usłuchać podszeptów zła. Grzesznicy stawiali je na znak pokuty i dotąd można jeszcze oglądać średniowieczne krzyże pokutne, a nawet takie z niedawnych lat.

W jakim więc celu to bardzo katolickie państwo, ci ośmieszający się politycy, którzy klęczą po kościołach z okazji różnych patriotycznych okoliczności, chcą usunąć właśnie ten krzyż? A jak się nie da, to przynajmniej ogrodzić skomplikowanym systemem barierek. Tak mi się wydaje, że z czystej głupoty. Tak czystej i nieskażonej, że moglibyśmy zrobić z niej towar eksportowy, opatentowany przez Unię Europejską, jak oscypki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz