wtorek, 18 maja 2010

Rozważania na temat języka cz. II

To była prawdziwa klęska. Tym razem nie żywiołowa, ale językowa, a wydarzyła się podczas konferencji prasowej przedstawicieli Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej. Od przedstawicieli takiej instytucji(spuśćmy zasłonę miłosierdzia na ich nazwiska i funkcje) raczej nie wymaga się, by snuli publiczne rozważania na tematy filozoficzne, socjologiczne czy literackie. Mają mówić o pogodzie i wodzie, na czym się podobnież znają. Jednak już na samym początku okazało się, że na ten temat więcej ma do powiedzenia pierwsza lepsza telewizyjna pogodynka. Oni bowiem tak ważyli opinie skądinąd banalne, jakby dotyczyły odkryć na miarę światową, z zakresu hydrologii, oczywiście. Nie o to jednak chodzi, chodzi o język.

Otóż wydawało się, że mowa z trudnością przedziera im się przez gardła, zatyka ich i dusi. Jakby komunikacja za pomocą języka była dla nich rzadkim i wyjątkowym przeżyciem. Czy oni tam w tym Instytucie Meteo w ogóle nie rozmawiają? Porozumiewają się jakimś systemem znaków, więc ciężko im przestawić się na słowną ekspresję? Sądząc po ilości błędów językowych, jakie popełnili - coś musi być na rzeczy. Jedna z pań na przykład udowodniła, że wywodzi się z tzw. pasa beznosówkowego. To takie miejsce w Polsce, gdzie ludzie nie wymawiają "ą". Mówiła więc: "tako wypełniono zlewnie", co w języku polskim powinno brzmieć "taką wypełnioną zlewnię". Dzielnie sekundował jej kolega, który opowiadał o naradzie w "Zawichościu", co jest jego szczególnym wkładem w odmianę nazwy Zawichost.

A teraz najgorsze - wszyscy oni mieli wyższe wykształcenie. Kiedyś to zobowiązywało. Teraz w ogóle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz