niedziela, 9 maja 2010

Rozważania o naturze języka

Ileż to liczy sobie szanowny pan wiosen? - pytano uprzejmie jakiegoś jegomościa, powiedzmy, sto lat temu. Bo wówczas życie człowieka liczono na wiosny, na czas zakwitania bzów,jaśminów czy głogów. Czy kiedykolwiek zauważyliście, jak one wszystkie krótko kwitną? Nagle są, wydaje się, że wypełniają cały krajobraz, a po dwóch, trzech dniach zostają wchłonięte przez czas.

Pytanie o wiosny życia zawiera w sobie mądrość, która mówi o urodzie, a zarazem nietrwałości bytu. Teraz, mierząc nasz żywot na lata, wątpimy w jedno i drugie. Lato jest solidne, trwa o wiele dłużej i nie ma w sobie fenomenu piękna, które umrze zaraz jutro i dlatego jest tak intensywnie przeżywane. Lato jest przyjemne, ale pospolite, bez wzlotów i upadków, jak brzęczenie rozleniwionej muchy na szybie. Takie jest więc teraz nasze życie, już nie chwila wiosennej burzy, ale nudna tygodniowa ulewa.

Język bowiem oddaje wszystko to, co się z nami dzieje. Jest bujny i poetycki albo prymitywny i prostacki. Im starszy, tym bardziej symboliczny i magiczny, im młodszy, tym bardziej precyzyjny i zimny. Język umiera szybciej, niż moglibyśmy się tego spodziewać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz