poniedziałek, 28 czerwca 2010

Ziggurat czyli wychodek

Fantazja architektoniczna raczej nie dopisuje w moim mieście, ale są wyjątki. Należą do nich toalety miejskie. Wcześniej były zwyczajne. Takie tam sobie ponure obiekty z czerwonej cegły, o wątpliwej higienie, stojące na brzegach skwerków czy parku miejskiego. Ich podstawowym walorem było to, że stały w krzakach, dzięki czemu nie rzucały się specjalnie w oczy. Normalny człowiek tam raczej nie chodził, chyba że wyjątkowo przyciśnięty potrzebą. Głównie chodzili bywalcy, jak sądzę, okoliczni pijacy, zaprzyjaźnieni z babcią klozetową. Być może nawet kwitło tam nawet życie towarzyskie, którego szczegółów wolę się nie domyślać. Co tu dużo mówić, toalety miejskie miały swój charakter, tworzyły rodzaj subkultury i spokojnie mogło tak pozostać.

Ale nie, bo w spokojne bytowanie miejskich toalet wtrącili się architekci. Toaletę na brzegu parku wyburzono, przeniesiono gdzieś w głąb, w mrok wysokich drzew i teraz wchodzi się do niej przez drzwi w murze. Ale kto normalny będzie chciał wchodzić przez drzwi w murze? Nawet pijak i fantasta zastanowi się pięć razy. Nie każdy chce przeżywać klimaty z powieści gotyckiej, gdy ma zwykłą potrzebę fizjologiczną.

Kolejna toaleta, tym razem na skwerku, wystawała sobie trochę nad powierzchnię placyku i w zasadzie nikomu nie wadziła, można było ją tylko bardziej obsadzić czymś zielonym, a nawet dorzucić kwiecia. Niestety, wzięto się za remont skwerku, a architekci poszli tym razem na całość. Notariusz z naprzeciwka, jak również właściciel sklepu ze zdrową żywnością zaczęli nerwowo spoglądać na coś coraz większego, kolistego i zawijanego, jak muszla ślimaka. Przysięgam, że nie ponosi mnie fantazja, ale na placyku wybudowano babiloński ziggurat, co tu dużo mówić, Wieżę Babel i to ma być właśnie nasz miejski wychodek. I teraz zwykłe siusianie będzie się kojarzyć ze zbeszczeszczeniem obiektu biblijnego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz