sobota, 27 listopada 2010

PKS leci w kosmos

No i PKS w moim (niekoniecznie ukochanym) mieście zbankrutował. Jak do tego doszło? To tajemnica tych, którzy doprowadzili do jego kompletnej ruiny. Potem jeszcze chcieli sprzedać, ale nikt nie chciał brać, najpewniej z powodu długów.

Niby autobusy normalnie jeździły, a nawet jeździły częściej i porządniej, niż pociągi, a jednak nie okazało się to wystarczające dla utrzymania firmy. Sygnały upadku widać było jednak od dawna. Pomieszczenia dworca od dawna miały w sobie atmosferę przygnębiającej pustki, zaniedbania, szarości. Na podjazdach dla autobusów był spękany i sfalowany asfalt, a od deszczu chroniły straszne daszki z eternitu, nigdy nie myte. Ale to norma, bo większość polskich dworców autobusowych tak wygląda.

Na dworcu PKS w Warszawie takie daszki są podwójne, a wolną przestrzeń między nimi wykorzystują gołębie. Nieszczęsne ptaki, które egzystują w tych warunkach, są utytłane jak nieboskie stworzenia, często mają posklejane skrzydła i wyraźnie cierpią na różne choroby. Są one tzw. żywym dowodem brudu i zaniedbania naszych dworców. Tu i tam je umyto (dworce nie ptaki), głównie kolejowe, i to, co dotąd było czarne, okazało się białe, dostarczając ludności tematu do różnych krotochwil. Umyto oczywiście nie z powodu ludności, ale Euro 2012. I to nie jest ani optymistyczne, ani śmieszne, tylko strasznie smutne.

Co do dworca PKS, który zbankrutował, to sam się napraszał swoją, nazwijmy to - architekturą. W czasach Gierka kogoś ogarnęła szalona fantazja, skutkiem której nadano mu kształt latającego spodka. Do okolicznych żałosnych budowli i całkiem porządnego neogotyckiego kościoła ów obiekt za nic nie chciał pasować i rzeczywiście wyglądał, jak przybysz z obcego świata. A teraz chyba już odlatuje do siebie. Wokół wygaszono latarnie, w środku palą się nieliczne światła, tyle tylko, by pasażer nie rozbił sobie mordy na schodach (w czasie startu). Zresztą pasażerowi, który ze swej natury jest nachalny, nie należy robić uprzejmości, bo się jeszcze bardziej rozzuchwali.

Tak więc nasz PKS odlatuje w kosmos i szkoda, że zabierze ze sobą tylko przypadkowe osoby, a nie wszystkich tych, którzy go tam wysłali.

2 komentarze:

  1. Droga Ewo,
    pamiętam te kieleckie czasy, gdy spodek (PKS) był dumą naszego miasta!
    Pozdrawiam
    jan stępień

    OdpowiedzUsuń
  2. Drogi Jasiu, tylko Ty tak wiernie mnie czytasz i na dodatek komentujesz. Za co bardzo Ci dziękuję.
    pozdrawiam
    Ewa

    OdpowiedzUsuń