wtorek, 30 listopada 2010

Przemoc reklamy

Och, och! - krzyczy z przerażeniem pewna pani. A cóż to się takiego stało? Otóż pani zrobiła się plama na jej ukochanej bluzeczce. I pani bardzo się martwi, bo plama na bluzce, to dla niej koniec świata i ciężka choroba razem wzięte. To straszne, ale na rozpacz owej pani jest prosty sposób: wystarczy kupić płyn określonej firmy i już pani jest szczęśliwa, jak nigdy dotąd i rozpływa się w cukierkowych uśmiechach w cukierkowym świecie.

Oddziaływanie reklam jest straszne nie tylko dlatego, że nakłaniają do kupna coraz to nowych dóbr, ale przede wszystkim dlatego, że manipulują rzeczywistością i ją zakłamują. Rzeczywistość jest bowiem skomplikowana, a droga do szczęścia najczęściej wąska i kamienista. W życiu nie ma prostych recept, w życiu jest mnóstwo wątpliwości, niewykorzystanych szans i straconych złudzeń. W życiu trzeba o coś walczyć, trzeba pracować, wygrywać albo przegrywać, płakać i śmiać się, kochać lub nienawidzić. Żaden nowy szampon do włosów nie przyniesie w nim szczęścia, chyba że na dwie minuty. Żaden płyn nie wywabi nieszczęśliwej miłości. Żaden krem nie usunie zmarszczek i nie cofnie lat. Najpiękniejsza sukienka nie zmieni figury, a nowe pantofelki nie zaprowadzą do zaczarowanej krainy.

Reklamy, upraszczając rzeczywistość i kusząc prostymi receptami na szczęście, przeprowadzają klasyczne pranie mózgów. Jest ono wyjątkowo niebezpieczną formą przemocy. Czy prawodawcom nigdy to nie przyszło do głowy? Zakładam, że przyszło, ale forsa jest najważniejsza.

sobota, 27 listopada 2010

PKS leci w kosmos

No i PKS w moim (niekoniecznie ukochanym) mieście zbankrutował. Jak do tego doszło? To tajemnica tych, którzy doprowadzili do jego kompletnej ruiny. Potem jeszcze chcieli sprzedać, ale nikt nie chciał brać, najpewniej z powodu długów.

Niby autobusy normalnie jeździły, a nawet jeździły częściej i porządniej, niż pociągi, a jednak nie okazało się to wystarczające dla utrzymania firmy. Sygnały upadku widać było jednak od dawna. Pomieszczenia dworca od dawna miały w sobie atmosferę przygnębiającej pustki, zaniedbania, szarości. Na podjazdach dla autobusów był spękany i sfalowany asfalt, a od deszczu chroniły straszne daszki z eternitu, nigdy nie myte. Ale to norma, bo większość polskich dworców autobusowych tak wygląda.

Na dworcu PKS w Warszawie takie daszki są podwójne, a wolną przestrzeń między nimi wykorzystują gołębie. Nieszczęsne ptaki, które egzystują w tych warunkach, są utytłane jak nieboskie stworzenia, często mają posklejane skrzydła i wyraźnie cierpią na różne choroby. Są one tzw. żywym dowodem brudu i zaniedbania naszych dworców. Tu i tam je umyto (dworce nie ptaki), głównie kolejowe, i to, co dotąd było czarne, okazało się białe, dostarczając ludności tematu do różnych krotochwil. Umyto oczywiście nie z powodu ludności, ale Euro 2012. I to nie jest ani optymistyczne, ani śmieszne, tylko strasznie smutne.

Co do dworca PKS, który zbankrutował, to sam się napraszał swoją, nazwijmy to - architekturą. W czasach Gierka kogoś ogarnęła szalona fantazja, skutkiem której nadano mu kształt latającego spodka. Do okolicznych żałosnych budowli i całkiem porządnego neogotyckiego kościoła ów obiekt za nic nie chciał pasować i rzeczywiście wyglądał, jak przybysz z obcego świata. A teraz chyba już odlatuje do siebie. Wokół wygaszono latarnie, w środku palą się nieliczne światła, tyle tylko, by pasażer nie rozbił sobie mordy na schodach (w czasie startu). Zresztą pasażerowi, który ze swej natury jest nachalny, nie należy robić uprzejmości, bo się jeszcze bardziej rozzuchwali.

Tak więc nasz PKS odlatuje w kosmos i szkoda, że zabierze ze sobą tylko przypadkowe osoby, a nie wszystkich tych, którzy go tam wysłali.

poniedziałek, 15 listopada 2010

Czas głupców

Wiszą w całym mieście w różnym formacie i nazywają się plakatami wyborczymi. A na nich zaś, matko kochana, co za żenujący zestaw fizjonomii! Teraz miasto moje (niezbyt ukochane) wygląda tak, jakby policja dostała pokaźną sumę pieniędzy na rozwieszenie listów gończych w dużym formacie. Buzie są rozmaite, niektóre przypominają szwagra Józka albo kumpla Edka ze szkoły podstawowej. Mnie szczególnie utkwiła w pamięci ta z rzadkim wąsem i zamglonym spojrzeniem, najpewniej z powodu notorycznego nadużywania trunków. Rzadki wąs szykuje się na prezydenta.

Tyle o mężczyznach na plakatach wyborczych, ale są też kobiety. Nie powiem, niektóre postarały się co do makijażu, fryzury i odpowiedniej pozy. W niczym nie przypominają szwagra Józka, ale za to kojarzą się z czymś w rodzaju "dzień otwartych burdeli". Matko kochana, w czym ja zawiniłam, by mnie takie wizerunki na ulicach prześladowały?

Jedna z kandydatek rozdaje ulotki z pączkiem (bo jest cukiernikiem), a z tyłu ulotki można przeczytać cały jej bogaty życiorys, napisany z błędami ortograficznymi, choć ma ona wyższe wykształcenie (cukiernicze). Nic w tym dziwnego, jeśli inny kandydat we wcześniejszych wyborach rozdawał jabłka, bułki i zbierał grzyby. Dla niektórych wybory są takie bardziej gastronomiczne. Teraz ten sam kandydat jeździ po mieście na platformie ciężarówki i udaje kogoś w rodzaju Dody. W następnych wyborach powinien założyć pończochy-kabaretki i upiąć sobie pióra na dupie. Na pewno mu wtedy wzrośnie.

Jako osoba zachowawcza i nader konserwatywna nie mogę w tej sytuacji udać się na wybory, bo nie kojarzą mi się one ani gastronomicznie, ani rozrywkowo. Kojarzą mi się z jakimiś programami. Trudno jednak czytać program, gdy się skacze na platformie albo poprawia makijaż. Po szwagrze Józka też się nie spodziewam żadnego programu. Najwyżej jazdy po pijanemu do najbliższego sklepu we wsi, bo zabrakło.

Oto nadszedł czas głupców, a ludzie, elfy i krasnoludy już wsiadają na okręty i chowają się w podziemia.

poniedziałek, 8 listopada 2010

Rozważania na temat rozgwiazdy

Rozgwiazda wydaje się bardzo miłą istotą. Kojarzy się z gwiazdą, marzeniem i ideałami. To śliczne czerwone stworzonko. W ogromnych akwariach w Boulogne można było łowić delikatnie rozgwiazdy w siatkę i przez moment oglądać z bliska ich delikatne ciałka. Dzieci, którym pozwolono na te niewinne łowy, były zachwycone.

Ale kretynem kompletnym jest ten, kto uwierzy w niewinność i słabość rozgwiazdy. To jeden z największych morskich drapieżników. Przemieszcza się tylko po to, by polować, zabijać i zżerać. Wydziela żrące kwasy, które przepalają muszle ślimaków, a same ślimaki zamieniają w kompot. A potem rozgwiazda te płynne ślimaki wsysa. Jest typowym konsumentem, bo nic innego nie robi, tylko konsumuje i wydala. Nie ma życia duchowego, bo nie ma mózgu.

Udało mi się ostatnio poznać pewną rozgwiazdę pod ludzką postacią. Udawała słabe kobiece stworzenie, ale wydzielała kwasy. Nie miała życia duchowego i oficjalnie to deklarowała.

Gdy spotkacie jakąś rozgwiazdę na swojej drodze, nie dajcie się nabrać. Choćby twierdziła, że zajmuje się zbawianiem świata, będzie miała wyłącznie zamiary konsumpcyjne.